Felieton: Co zrobić ze sprintem?

Każdy może mieć swoje pomysły na ulepszenie weekendu F1. Max Verstappen ma najprostszy. Zapomnieć o sprincie i wrócić do tradycyjnego formatu. Jednak najprawdopodobniej sprint już z nami zostanie. Czy da się zachować zalety i wyeliminować wady nowego formatu?

Jeszcze nie tak dawno mantrą władz F1, jeśli chodzi o format weekendu wyścigowego, było nie naprawianie tego, co nie jest zepsute. Przełomem w tym myśleniu było pojawienie się sobotnich sprintów. Odtąd ten format weekendu wszedł na stałe do kalendarza. Idea jest do dziś kontrowersyjna, a w tym sezonie format został znów zmodyfikowany, tym razem przez dodanie dodatkowych kwalifikacji do sprintu. Ta zmiana znów podzieliła fanów, więc przyjrzyjmy się jej zaletom i wadom.

Plusy

Mniej treningów, to zdecydowany plus. Cały weekend wyścigowy jest teraz produktem walczącym o widzów, a oglądanie sesji treningowych jest wyzwaniem dla widzów i komentatorów, którym szybko kończą się tematy. W formacie ze sprintem, po jednej sesji treningowej od razu mamy sportową rywalizację. Czyli to, co lubią nie tylko kibice, ale też kierowcy. Co prawda jest mniej czasu na przygotowanie się do rywalizacji i odpowiednie ustawienie samochodu, ale wszyscy są w tej samej sytuacji. Daje to poza tym szansę zespołom dysponującym słabszym sprzętem. Jeśli trafią z ustawieniami, mogą zanotować niespodziewana zwyżkę formy.

Nowy przyspieszony format kwalifikacji się sprawdził. Sobotni sprint shootout jest krótszy niż normalne kwalifikacje, ale w żaden sposób, nie odebrało mu to atrakcyjności. Wprost przeciwnie. Uważam, że ogląda się go lepiej niż standardowe kwalifikacje, gdzie jest więcej przestojów, momentów, w których na torze nie dzieje się nic ciekawego. Również pomysł, by w kolejnych częściach kwalifikacji używać innych, coraz bardziej miękkich mieszanek opon, okazał się ciekawy.

Kwalifikacje a nie sprint decydują o pole position. Zgodnie z tradycją to kwalifikacje powinny decydować o pole position. Sprawia to też, że w sprincie kierowcy nie ryzykują utraty pozycji na starcie wyścigu i mogą przez to jechać mniej zachowawczo, walcząc o punkty.

Minusy

Sprint ma sens tylko dla czołówki. Kierowcy z tyłu stawki nie mają realnych szans na punkty w sprincie, nie rywalizują też o ustawienie na starcie wyścigu. Pytanie więc, po co w ogóle są na torze.

Sprint odziera ze złudzeń. Verstappen jest głównym krytykiem nowego formatu i w Austin poruszył kolejną sprawę. Oglądając sprint widzowie, a także zawodnicy, mogą sobie wyrobić opinie na temat tego jak będzie wyglądał wyścig. Sprint to w zasadzie jeden stint wyścigu i można odczytać z niego tempo wyścigowe kierowców, a także zużycie opon, więc w zasadzie wszystkie informacje potrzebne do przewidzenia układu sił w niedzielnym wyścigu, który jest przez to pozbawiony elementu nieprzewidywalności. W Austin i Brazylii ten problem był już powszechnie podkreślany przez kierowców.

Poczucie przesytu. Podczas weekendu wyścigowego  powinno mieć miejsce stopniowanie napięcia. Każda następna sesja powinna być coraz istotniejsza. Pierwszy trening oglądają tylko maniacy F1 (przy okazji pozdrawiam wszystkich czytających felieton na temat formatu weekendu, miło że jesteście), bardziej… niedzielni kibice włączą dopiero wyścig w niedzielę i nigdy nie będą oglądać wszystkich sesji. Oczekiwanie, że masową publikę da się przekonać do oglądania pełnych transmisji z trzech dni weekendu wyścigowego ponad dwadzieścia weekendów w roku, jest mało realistyczne. Taka ilość sesji to niekoniecznie rozpieszczanie kibiców, ale coś, co może ich po pewnym czasie zmęczyć.

Każda kolejna sesja powinna być bardziej istotna i przyciągać większe zainteresowanie. W obecnym formacie sprintu kwalifikacje są już w piątek. Kiedy część kibiców siedzi jeszcze w pracy. W ten sposób wydają się mniej ważne niż sprint.

Kwalifikacje w piątek, to nieudany eksperyment i raczej na pewno w przyszłym sezonie zamienią się miejscami z sobotnimi kwalifikacjami do sprintu, ale to nie rozwiąże wszystkich problemów.

Obie sesje kwalifikacyjne mają praktycznie ten sam format. W Baku Max Verstappen twierdził, że był znudzony podczas drugich kwalifikacji. O ile jest on chyba jedynym człowiekiem na tej planecie, który może nudzić się walcząc o pole position, kibice oglądający drugie kwalifikacje dzień po dniu, mają do tego pełne prawo. Oglądają kwalifikacje, a potem jeszcze jedne, bliźniaczo podobne kwalifikacje, obniża to rangę i atrakcyjność tych sesji.

Zasady parku zamkniętego. Tu wchodzimy już w świat dość szczegółowych regulacji, które zazwyczaj przeciętnego kibica mało interesują, więc powstrzymam się, zanim zacznę pisać esej o alokacjach mieszanek opon, ale trzeba napomknąć o tym, że zakaz modyfikacji większości ustawień samochodu już po piątkowych kwalifikacjach to coś mocno krytykowanego przez kierowców. Samochody powinny być zamykane w parc fermé później niż obecnie.

Rozwiązania

Zamiast, jak chciałby z pewnością Verstappen, pozbywać się całkowicie formatu ze sprintem, warto nad nim pracować. Czasy się zmieniły i nie można nie zauważać zalet tego formatu.

Tu trzeba zrobić zastrzeżenie, że na niektórych torach, format ze sprintem nie ma w ogóle sensu, ze względu na to, jak trudne jest wyprzedzanie. Jednak gdy przyjrzeć się bliżej zagadnieniu, okazuje się, że takich torów jest bardzo mało. Właściwie tylko o torze w Monako można powiedzieć, ze stuprocentową pewnością, że format weekendu ze sprintem by tam nie zadziałał.

Co więc należy zrobić? Zmodyfikować format tak, by zachować jego zalety i wyeliminować wady. Na pewno będą toczyć się dyskusje i format zmieni się przed kolejnym sezonem. Z pewnością będą różne pomysły i może jednym z nich będzie traktowany z obrzydzeniem przez purystów pomysł z odwrócona kolejnością na starcie. Każdy kibic i każdy redaktor internetowego portalu może mieć swój pomysł i ja oczywiście też taki mam. Więc po kolei… 

Dwa różne formaty kwalifikacji

Moim zdaniem najsłabszym punktem sprinterskiego formatu weekendu są podwójne kwalifikacje. Zamiast tego można by rozłożyć kwalifikacje do wyścigu na dwie części. W piątek przeprowadzić kwalifikacje do sprintu, w skróconym formacie sprint shootout.

Piątkowe kwalifikacje ustalałyby więc kolejność na starcie sprintu, ale nie tylko. Powinny mieć jak największe znaczenie dla całego weekendu. Dlatego najszybsi zawodnicy zapewnialiby też sobie miejsce w sobotnich kwalifikacjach, które wyglądałyby zupełnie inaczej.

Wadą obecnego systemu kwalifikacji jest to, że trudno na żywo śledzić jednocześnie kierowców walczących o pole position. Powrót do pomysłu z lat 2003-2005, kiedy kierowcy kolejno wyjeżdżali na tor i mieli szansę tylko na jedno decydujące okrążenie mógłby okazać się bardzo widowiskowy. Wtedy okazał się on niewypałem, gdyż mało kto chce oglądać w ten sposób kierowców walczących o dalsze pozycje, ale kierowcy z top 10, mogliby zapewnić dobre widowisko.  Kto nie wierzy, niech obejrzy ostatnią część kwalifikacji do Indianapolis 500. Obecna technologia pozwala na bardzo dokładną wizualizację różnic czasowych. Oglądamy to już w powtórkach, ale nie na żywo.

Nie tylko ja uważam, że ten format ma potencjał, za powrotem jednookrążeniowego (czy jest takie słowo w słowniku?) formatu kwalifikacji wypowiedział się niedawno Carlos Sainz.

Zgodnie z zasadą, że stawka ma rosnąć z każdą sesją. O miejsce w dziesiątce kierowców walczących w sobotę o pole position rywalizowano by zarówno podczas piątkowych kwalifikacji, jak i podczas sprintu. Na przykład, czołowa ósemka z piątku miałaby już zapewnione miejsca, co pozwalałoby im na większe ryzyko podczas walki o punkty w sprincie, natomiast o pozostałe dwa miejsca walczyliby w sprincie pozostali zawodnicy. Kolejność na starcie w drugiej dziesiątce byłaby ustalana na podstawie wyników sprintu, co nadałoby mu znaczenie również dla zawodników z tyłu stawki. 

Sprint musi być innym wyzwaniem niż niedzielny wyścig

Sprint byłby więc istotnym fragmentem weekendu, który miałby miejsce przed kwalifikacjami. Sprawiałoby to, że odbywałby się o innej porze niż wyścig. Tę różnicę najlepiej byłoby widać na torach, gdzie kwalifikacje i wyścig odbywają się w nocy. Sprint odbywałby się tam w dzień.

Warunki na torze to jednak tylko jedna z rzeczy odróżniających sprint od niedzielnego wyścigu. Obecnie najczęściej podnoszoną wadą sprintu jest fakt, że de facto jest identycznym wyzwaniem co pierwszy stint wyścigu i można dzięki niemu dokładnie przewidzieć, co stanie się na początku wyścigu w niedzielę.

Należy więc dołożyć starań, by sprint jak najbardziej różnił się od wyścigu i różnica powinna polegać na tym, że w sprincie nie ma miejsca na zachowawczą jazdę i oszczędzanie opon, a tylko na maksymalny atak. Uważam, że dobrym pomysłem na sprint byłby narzucony limit okrążeń na jednym zestawie opon, wymuszający pit stop, tak jak to miało miejsce podczas niedawnego Grand Prix Kataru. Sprint ma być, zgodnie ze swoją nazwą, sprintem. Byłby to też ukłon w stronę sporel populacji kibiców tęskniących za czasami tankowania, kiedy Michael Schumacher umiał okrążenie po okrążeniu jechać w tempie niemal kwalifikacyjnym.

W ten sposób sprint byłby zupełnie innym wyzwaniem niż niedzielny wyścig i układ sił również mógłby być w nim nieco inny. Inne samochody i inni kierowcy mogliby pokazać w nim swoje atuty.

Można też rozważyć inne zabiegi, by nieco sztucznie podnieść emocje. Na przykład neutralizacja pod koniec wyścigu, by uatrakcyjnić finisz. Tu wyścigowi puryści mogliby się oburzyć, ale to właśnie sobotni sprint jest najlepszym miejscem na nieco kontrowersyjne eksperymenty. Niedzielnego wyścigu nie należy ruszać.

Punkty przyznawane za sprint, to osobne zagadnienie. W sytuacji, gdy ten format weekendu zyskiwałby coraz większa popularność, punkty zdobywane w sprintach liczyłyby się coraz bardziej w walce o mistrzostwo. Może więc należałoby przyznawać ich nieco mniej niż obecnie? Może przyznawać punkty tylko za sumaryczną klasyfikację wszystkich sprintów w sezonie? To temat na inny felieton.

Podsumowując, możliwy jest format weekendu, w którym każda sesja jest zupełnie inna, a napięcie rośnie z każdą sesją. Moim zdaniem wygląda on tak:

Piątek: Najpierw jeden wolny trening rano, być może przedłużony do półtorej godziny, po południu sprint shootout, którego pierwsza ósemka zapewnia sobie awans do sobotnich kwalifikacji.

Sobota: Zaczynamy od sprintu z obowiązkowym pit stopem. Rywalizacja o punktowane kilka pierwszych miejsc, oraz o pozostałe dwa miejsca w kwalifikacjach. Druga dziesiątka na starcie Grand Prix ustawiana na podstawie wyników sprintu. Dziesięciu pozostałych kierowców walczy o pole position po południu w formacie z jednym kwalifikacyjnym okrążeniem.

No i oczywiście w niedzielę wyścig, który nie potrzebuje żadnych modyfikacji… Oprócz Grand Prix Monako, które potrzebuje bardzo kilku obowiązkowych pit stopów podczas wyścigu. Nie wiem dlaczego nie jest to jeszcze dla wszystkich oczywiste, ale to temat na inny felieton.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze