Grand Prix Brazylii - najgłupszy wyścig w historii

Nie jest to bynajmniej wina samego Grand Prix. Szkoda, że ucierpieć musiał wyścig na jednym z najlepszych torów w kalendarzu Mistrzostw Świata Formuły 1.

Cieszę się, że mam tę rubrykę, bo szef mnie nie zabije za ostre komentarze. Postaram się jednak opanować.

Do weekendu w Brazylii podchodziłem bardzo entuzjastycznie, mając na uwadze emocjonujące wyścigi w Interlagos w poprzednich latach i ostatni wyścig w Korei, który jakimś cudem się odbył i było to wspaniałe widowisko.

Jako fan Ferrari, oczywiście sytuacja w mistrzostwach była bardzo pozytywna. Alonso prowadził, a Massa powraca na swój domowy tor. Wszystko miało być tak pięknie. Piątkowe treningi jak zwykle nic nie powiedziały. Jednak można zauważyć pewną powtarzalność w rezultatach. Jednak nie o to mi chodzi.

W kwalifikacjach, po Q2 nie byłem pewny swego. Felipe wszedł do Q3 z ostatniego miejsca. Jak się okazało, po Q3 nie było wielkiego progresu kierowców Ferrari. Zaskoczeniem dla wszystkich był jednak Hülkenberg. Młody Niemiec zaskoczył wszystkich. Siedziałem więc do późna, analizując rezultaty i zdjęcia. Doszedłem do wniosków, że Hülkenberg zawdzięczał swoje pole suchej linii jazdy i późnemu wyjazdowi, czyli lepszym stanem miękkich opon. Jak się okazało, nie pomyliłem się. Dziwiła mnie natomiast postawa Red Bulla, który był pewny siebie. Sądząc po opanowaniu kierowcy Williamsa, miał on szanse namieszać.

W dzień wyścigu, szykowałem się na ciekawy wyścig. Niemniej jednak znów krzyczałem do telewizora, słuchając studia Polsatu. To już norma. Pisałem o tym wcześniej i tym razem nie będę tego poruszał.

Choć start był interesujący, Hülkenberg dał się wyprzedził Vettelowi, później Webberowi i blokował resztę stawki. Imponujca była obrona tego kierowcy. Fernando długo z nim walczył, a Lewis mu nie podołał. Nico pojechał wyścig życia. Jednak auto, szczególnie silnik (o Cosworthcie też mógłbym napisać) nie pozwalały na dużo. Niemniej pokazał, kto zasługuje na miejsce w zespole. W tym momencie przyszedł czas na najważniejszy akapit tego postu.

Wypadek Liuzziego. Początkowo sądziłem, że został potrącony przez Petrova, jednak dziś oglądałem zdjęcia w zwolnionym tempie i okazało się inaczej. Samochód bezpieczeństwa zadecydował o losach wyścigu. Przez cały czas byłem przekonany, że kierowcy zdublowani mogą odzyskać okrążenie straty. Po przeczytaniu przepisów, okazało się, że ten przepis zniesiono. Przy tak ściśniętej stawce i krótkim torze, to czysta głupota. Niestety, ale przez nowe przepisy, było to najgłupsze Grand Prix. Za autem ustawił się Vettel, a reszta w kolejności na torze, a nie według klasyfikacji. Tym samym, liderzy byli rozrzuceni po stawce, a Schumacher zyskał okrążenie nad kolejnym zawodnikiem. I gdzie tu sprawiedliwość? Mieliśmy w tym sezonie wiele dziwnych sytuacji, ale ta zasługuje na naganę dla FIA. Niestety, ale jak się raz uchwala dobre przepisy, to trzeba się ich trzymać. To nie jest dobre dla sportu i kibiców.

Tym samym, Alonso nie był w stanie nawiązać walki z Red Bullami, a Schumacher był całkowicie bezpieczny na swojej pozycji i walka o punkty stanęła. Cóż. Mam nadzieję, że to już więcej się nie powtórzy. Podobno to zespoły wypaczają rywalizację. Co więc powiedzieć o FIA? Mam nadzieję, że po ostatnim Grand Prix odbędzie się burzliwe spotkanie GPDA..

Tyle na dziś, dziękuję za przeczytanie. Wkrótce napiszę coś więcej, przecież zakończył się sezon Le Mans, a WTCC i F1 są na finiszu.

Zaraz, zaraz. W swoim pierwszym poście napisałem o krytyce pana Zientaskiego wobec Ferrari po Grand Prix Niemiec. Napisałem wtedy „Ciekawe, czy za rok pan Zientarski nadal będzie chciał Roberta Kubicę w Ferrari”. Nie musiałem długo czekać, bo już w ten weekend Zientarski zaczął marzyć o przejściu Roberta do włoskiego zespołu. A nie mówiłem?

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze