Ta niedziela miała należeć do George’a Russella. Po dwóch latach jazdy na końcu stawki i wykrzesywania 101% z Williamsa, Brytyjczyk w końcu otrzymał szansę, aby ścigać się czołowym samochodem Formuły 1.
Weekend Grand Prix Sakhiru od samego początku nie należał do łatwych. Jako trzeci najwyższy kierowca w stawce, Russell miał problem z dopasowaniem się do nadwozia zrobionego na miarę mierzących o 11 cm mniej Lewisa Hamiltona, a nawet musiał wcisnąć się w buty o rozmiar mniejsze, aby nie ocierać nimi o ścianki kokpitu. Co więcej, musiał nauczyć się nowej kierownicy i funkcji, które działają zupełnie inaczej niż w Williamsie – chociażby systemu DAS, z którym miał pierwszą styczność dopiero w piątek.
Russell stanął jednak na wysokości zadania i gdy przyszła pora wyścigu, nie dało się poznać po nim, że to nadal jego pierwsze godziny spędzone w tegorocznym Mercedesie-AMG. Świetnie wystartował i objął prowadzenie w wyścigu, a po pierwszym pit-stopie miał aż osiem sekund przewagi nad swoim zespołowym kolegą Valtterim Bottasem i wyszedł na trzecie miejsce pod względem okrążeń na prowadzeniu w tym sezonie. Zapowiadało się na prawdziwy pogrom i znakomity przykład do podręczników o determinacji i wykorzystywaniu szans.
Ostatecznie ten przykład, a nawet lepszy dał Sergio Pérez, który na swoje pierwsze zwycięstwo czekał prawie dziesięć lat. Wyścig Russella natomiast zupełnie się posypał. Można doszukiwać się ironii w tym, że wszystko zaczęło się od błędu zastępującego go w Williamsie Jacka Aitkena, lecz wina całkowicie spoczywa na Mercedesie-AMG.
Startujący na pośrednich oponach Russell zdążył już wykonać swój – jak należało się spodziewać – jedyny pit-stop w połowie wyścigu, kiedy to założył twarde opony. 15 okrążeń później pojawiła się neutralizacja i w Mercedesie-AMG natychmiast pojawiła się myśl o wykonaniu «bezpiecznego» pit-stopu. Co ciekawe, gdy w ubiegłym roku pojawił się punkt za najszybsze okrążenie, zespół początkowo był bardzo niechętny dodatkowym zjazdom po świeże opony, tłumacząc to nadmiernym ryzykiem.
Stoi to jednak w konflikcie z tym, że Mercedes-AMG za wszelką cenę nie chce zostać przechytrzony w alei serwisowej – zemściło się to już dwa lata temu na Hockenheim, gdy Lewis Hamilton przejechał po trawie, bo zespół do końca nie był pewny swojej decyzji, czy w tym roku na Monzy, gdzie otrzymał karę za pit-stop przy zamkniętej alei serwisowej.
Kiedy więc pojawiła się okazja ku temu, by wykonać «darmowy» pit-stop, zespół rzucił się na nią, choć nie było ku temu żadnego powodu – kto niby miałby ich przechytrzyć, skoro Verstappen już dawno był poza wyścigiem, a wszyscy pozostali kierowcy byli po prostu za wolni, żeby zagrozić dubletowi Mercedesa-AMG.
Pokusa była jednak zbyt silna. Jak tłumaczył po wyścigu Russell, moment wyjazdu samochodu bezpieczeństwa był niekorzystny i pozostawiał na podjęcie decyzji zaledwie kilka sekund. O ile Russell i Bottas zrozumieli wiadomość i obaj zgodnie zjechali do alei serwisowej, to powstały chaos komunikacyjny zdezorientował odpowiedzialnych za przygotowanie pit-stopu mechaników.
„Problem w alei serwisowej był spowodowany tym, jak nasz system radiowy priorytetyzuje wiadomości”
– tłumaczył całe zajście szef inżynierów Andrew Shovlin. „Gdy wyjechał samochód bezpieczeństwa, kazaliśmy przygotować się mechanikom i przynieść na stanowisko opony do obu samochodów. Gdy przekazywaliśmy tę informację, inna wiadomość przez chwilę zakłóciła przekazanie kluczowych instrukcji do mechaników pobierających opony. Ten chochlik mógł nas zaskoczyć w dowolnym momencie przez ostatnie sezony. Cała reszta wynikała z tego problemu i na pewno nie jest to wina mechaników, którzy przez cały rok wykonywali świetną robotę”
.
Efekt był taki, że na pit-stop Russella nie przyniesiono opon z jednego kompletu, ale wymieszano te pochodzące z alokacji obu kierowców. Wydaje się nieco dziwne, że nie zrodziło to natychmiast wątpliwości, a zanim zorientowano się, co zaszło, Brytyjczyk zdążył już opuścić stanowisko na niewłaściwych oponach. Chaos był tak duży, że gdy na stanowisko zjechał Bottas, nie zmieniono mu w ogóle opon, więc stracił pozycję na torze, nie dostając nic w zamian.
Aby uniknąć dyskwalifikacji, Russell musiał oczywiście zjechać na kolejnym okrążeniu, kiedy już stawka zaczęła dojeżdżać do samochodu bezpieczeństwa i znalazł się przez to za Bottasem. To nie był jednak koniec świata i Brytyjczyk mógł nadal sięgnąć po swoje pierwsze zwycięstwo, gdyby nie przebita opona 15 okrążeń później.
Jak przyznał szef zespołu Toto Wolff, 22-latek powinien był wygrać. Russell oczywiście był zdruzgotany, ale dobrze wiedział, że mógł przecież nadal startować Williamsem i nie mieć nawet cienia szansy na prowadzenie w wyścigu. Brytyjczyk pokazał swój charakter, przyjmując całą sytuację z godnością. Trudno z nim nie sympatyzować i mieć nadziei na to, że już za tydzień w Abu Zabi otrzyma szansę na rewanż.
Co do Mercedesa-AMG, to trudno odmówić im talentu do spektakularnych wpadek. Tak się jednak dzieje, gdy do doskonale naoliwionej maszyny nagle dostanie się ziarenko piasku. Z całkowitą pewnością można stwierdzić, że już nigdy nie popełnią takiego samego błędu i zapewne kierownictwo cieszy się, że to wszystko wydarzyło się w wyścigu, który nie miał najmniejszego wpływu na wyniki mistrzostw.
Kolejny raz temat numer jeden w Formule 1 kręci się wokół opon. Ciekawe, czy ktoś w końcu pokusi się o refleksję na temat tego, jak niepotrzebnie skomplikowane są obecne zasady i aż dziwne, że nikt jeszcze nie pomylił się w taki sposób jak Mercedes-AMG. Duża część obecnych przepisów powstała w impulsywnej reakcji na zbyt małą ilość okrążeń w treningach i kwalifikacjach. Ten problem nie wynikał jednak z reguł, a tego, że Pirelli nie potrafi zrobić opon dobrych na dwa przejazdy kwalifikacyjne.
Jeżeli jednak celem F1 i tak jest skrócenie treningów, to co stoi na przeszkodzie, by powiedzieć: «Macie 52 opony na weekend, wybierzcie, ile z jakiej mieszanki i róbcie z nimi co chcecie», zamiast bawić się w niepotrzebne znakowanie kompletów i oddawanie ich co do minuty pod groźbą grzywn i kar? Wystarczyłoby zmienić kilka zapisów w regulaminie, żeby wszystkim żyło się łatwiej. Patrząc jednak na to, że nie potrafiono nawet uzgodnić rezygnacji z zasady startu na oponach z Q2, choć niemal wszyscy uważali to za dobry pomysł, raczej nie ma co na to liczyć.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.