Młody i krnąbrny Australijczyk łapie bakcyla i zaczyna swoją trudną i wyboistą drogę do świata Formuły 1. Poznaje wielu przyjaciół, ale i ma wielu wrogów, w tym we własnym zespole, który grzebie żywcem jego miłość do Formuły 1. Tak można opisać autobiografię Marka Webbera.
Szczera do bólu, prawdziwa i bez limitów. Książka, która z każdą stroną wciąga coraz bardziej i trudno przerwać czytanie, bo ciekawość tego co będzie za chwilę jest silniejsza. Adrenalina, podwyższone ciśnienie, nagle ze zwykłego czytelnika stajemy się tykającą bombą, niczym Australijczyk w ciasnym kokpicie, w którym nie ma praktycznie możliwości ruchu. Tutaj nie ma czasu na sentymenty i bycie miłym. To twarda i prawdziwa opowieść, która pokazuje wszystko to, co widzieliśmy w telewizji, na konferencjach prasowych czy podczas wywiadów. To potwierdzenie wielu plotek, które są bardzo trudne i bolesne dla kogoś, kto był i nadal jest kibicem Australijczyka.
Początek historii jest typowym wstępem i zaproszeniem do życia i prywatnego życia kierowcy. Powoli poznajemy jego rodzinę, kto kim był i jak pomógł, ale również poznajemy samego bohatera, co dla wielu może być nieco zaskakujące. Jak taki człowiek, wyważony i spokojny jak Mark Webber był uczniem, którego nauczyciele mieli czasami dość, ale mimo wszystko go lubili? Jednak nie odpowiemy na to pytanie, bo wtedy czytanie straciłoby zupełny sens, a nie chcemy was pozbawiać smakowitych kąsków z lat młodzieńczych. Autobiografia od początku buduje napięcie. Zaczynamy z mocnego C i od razu przechodzimy do sławnego i niechlubnego „Multi 21” i relacji w zespole, które podsycane przez Helmuta Marko spowodowały, że Mark stracił zapał i uczucie do sportu, którego wyścigi oglądał po kilkanaście razy w ciągu dnia, zaniedbując czasami szkolne obowiązki.
Jednak biografia to nie tylko przyjemna i słodka opowieść z happy endem, gdzie młody i zdolny kierowca spełnia swoje marzenia i wkracza do świata Formuły 1. To opowieść, która w głównej mierze nazywa się „Multi 21, Christian Horner, Helmut Marko oraz Sebastian Vettel”. Szczerze mówiąc, po przeczytaniu całej tej historii nadal się zastanawiam, dlaczego nikt z wymienionych osób nie zabrał głosu o tym, jak traktowano Marka, co się działo w zespole i jaką „chorągiewką” był Christian Horner. Nie bez przyczyny Helmut Marko nazywany jest „szarą eminencją Red Bulla”, a trudno i przykro to pisać, ale niektóre sytuacje, które dotknęły Australijczyka, niejako nadal mają miejsce, a ich „ofiarą” pada inny Australijczyk Daniel Ricciardo. Cała opowieść związana z latami w ekipie spod znaku Czerwonego Byka jest bardzo przykra, ale pokazuje, że w tym sporcie zależy mieć nie tylko twarde cztery litery, ale również serce i nie można mieć żadnych sentymentów, kiedy zostajesz obwiniony za wypadek, którego nie jesteś sprawcą. To również opowieść o ludziach i ich prawdziwych twarzach, którą rzadko możemy zobaczyć w telewizji czy przeczytać o nich na łamach serwisów internetowych czy gazet.
„...Mark zachowywał się jako profesjonalny sportowiec. Wzniósł się ponad wszystkie otaczające go bzdury i dzisiaj nie ma sobie nic do zarzucenia”. Nie sposób się tutaj nie zgodzić z Ann, wieloletnią partnerką Australijczyka, która była obok niego w każdej sytuacji. Ta wypowiedź to idealne podsumowanie historii, która została spisana na 333 stronach autobiografii. Mocna, bezkompromisowa i bez owijania w bawełnę. Ta książka to zwieńczenie całej kariery oraz udowodnienie wielu ludziom, że to nie Webber był złem całego świata i nie chodziło tu o zazdrość i frustrację, że młody Vettel utarł mu kilkakrotnie nosa. To ukazanie, że gdyby nie Marko i Horner, Vettel byłby na całkiem innej pozycji w historii Formuły 1 i kto wie, czy miałby na koncie tyle zwycięstw, ile ma teraz.
Czy warto poświęcić swój czas i pieniądze na tę pozycję? Tak i mówię to z ręką na sercu. To nie jest pozycja kreowana przez PR-owców, to nie jest lekka i przyjemna lektura, zwłaszcza dla tych, którzy są kibicami pewnych osób. To opowieść o prawdziwej twarzy nie tylko ludzi, ale również samej Formuły 1. To opowieść nie tylko o walce na torze, ale również poza nią. O walce z samym sobą, przeciwnościami losu, która po przeczytaniu powoduje, że zaczynamy całkiem inaczej myśleć o tym co było i może się stać.
Mark Webber postawił wszystko na jedną kartę, bo nie ma już nic do stracenia. Nie bał się szczerości i prawdziwego świata do którego tak bardzo chciał się dostać. To początek drogi i przetarcie szlaku dla innych kierowców, a patrząc na to, co przeżył Felipe Massa i że odchodzi on ze świata F1 warto poczekać na kolejna autobiografię, bo ta stworzona przez Marka Webbera to przejazd przez Eau Rouge z gazem wciśniętym w podłogę bez trzymania kierownicy.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.