Vern Schuppan w szczerym wywiadzie dla ŚwiatWyścigów.pl

Ten wywiad był możliwy dzięki wsparciu naszych czytelników. Jeśli chcesz czytać więcej ekskluzywnych wywiadów 1-na-1, postaw nam kawę!

Vern Schuppan to były kierowca Formuły 1 i pierwszy zwycięzca wyścigu Le Mans pochodzący z Australii. Mimo że mieszka na drugim końcu świata, nie przeszkadza mu to w odwiedzaniu wielu historycznych imprez sportowych, odbywających się na całym świecie. My złapaliśmy go w Londynie, tuż po sławnym festiwalu Goodwood Revival. W szczerym wywiadzie, Vern podzielił się z nami wieloma wspomnieniami ze swojej bogatej kariery. Zapraszamy do lektury!

Wojtek Paprota: Witaj Vern, cieszę się, że w końcu udało mi się Ciebie złapać. Tak jak powiedziałeś, jesteś teraz w Londynie, a za chwilę udajesz się w kolejne miejsce. Osobiście uważam, że to bardzo dobre dla motosportu, że są jeszcze tacy kierowcy, którzy lubią odwiedzać różne festiwale i spotykać się z fanami. Na początek chciałbym Cię więc zapytać, dlaczego tak często podróżujesz?

Vern Schuppan: „W przeszłości spędzaliśmy bardzo dużo czasu w Europie, ponieważ właśnie tu się ścigałem. W międzyczasie dorobiliśmy się z żoną syna i córki. Córka została w Anglii, wyszła za mąż i również ma dwójkę dzieci, dlatego każdego roku spędzamy tu kilka miesięcy. Co roku biorę udział w dwóch historycznych wyścigach - Goodwood Revival, który miał miejsce w ten weekend, czy Classic Le Mans, a także w wyścigu historycznych Porsche w Ameryce. Otrzymuję wiele zaproszeń do wzięcia udziału w tego typu imprezach, co zawsze jest dla mnie miłe, gdyż mogę dzięki temu spotkać się i utrzymywać kontakt z innymi kierowcami i inżynierami, z którymi kumplowałem się w przeszłości.”

Wojtek: Tak, to naprawdę świetne, szczególnie, że pochodzisz przecież z Australii...

Vern: „Zgadza się, oni rzadko tam przyjeżdżają, więc ja muszę wpadać do Europy!”

Wojtek: Czy to, że urodziłeś się na drugim końcu świata, gdzie motosport nie był tak popularny jak w Europie, oznaczało, że miałeś trudniejszy start w swojej karierze?

Vern: „Tak, zdecydowanie. Mój ojciec od razu mi powiedział, że skoro zamierzam angażować się wyścigi, to lepiej, żebym nie wracał do domu!”

Wojtek: Nie dziwię się. W tamtych czasach motosport był przecież bardzo niebezpieczny i każdy rodzic bał się o swoje dziecko. Co mówiła reszta rodziny? Miałeś już wtedy żonę?

Vern: „Tak, kiedy zacząłem się ścigać, byłem już żonaty od dwóch lat. Ścigałem się wtedy gokartami i byłem mistrzem w swoim regionie, w południowej Australii. Od czasu do czasu zdarzało mi się testować jakiś mocniejszy samochód. Wtedy zdecydowałem, że chcę pojechać do Europy, przynajmniej na dwa lata. Powiedziałem więc żonie, że jeżeli przez ten czas nie uda mi się niczego osiągnąć, to możemy zająć się czymś innym. Mimo że miałem dość mało pieniędzy, około 2000 funtów oszczędności, to polecieliśmy do Anglii i zacząłem się ścigać. Myślę, że moja żona mogła być zaskoczona, kiedy przez te dwa lata byłem w stanie utrzymywać  się z wyścigów.”

Wojtek: Nawet dzisiaj wydaje się to dość trudne. Zastanawia mnie jednak fakt, w jaki sposób znalazłeś w Wielkiej Brytanii kogoś, kto pomagał Ci w rozwijaniu twojej kariery i chciał zainwestować w Ciebie swoje pieniądze. Czy było to trudne, czy ci ludzie sami do Ciebie przyszli, gdy zobaczyli, że jesteś szybki?

Vern: „Było to bardzo trudne. Wysyłałem wiele listów do różnych firm i organizacji, ale nie otrzymałem nawet jednego dolara w ramach sponsoringu. Z zaoszczędzonych pieniędzy kupiłem jednak stary samochód Formuły Ford i bardzo dobrze zaprezentowałem się w pierwszych kilku wyścigach. Wtedy jakaś firma wypożyczyła mi lepszy samochód, za który nie musiałem płacić i wszystkie pieniądze jakie zarabiałem, inwestowałem w jego rozwój. Sukcesy nadeszły bardzo wcześnie i tak udało mi się przetrwać tę najtrudniejszą fazę bez żadnych sponsorów.”

Wojtek: Balansowałeś na krawędzi, co obecnie raczej nie byłoby możliwe, jak mogliśmy się przekonać na przykładzie chociażby Robina Frijnsa, który mimo sukcesów osiąganych w GP2 musiał przerwać swoją karierę z powodów finansowych.

Vern: „Tak, miałem szczęście, że urodziłem się nieco wcześniej!”

Wojtek: Jaka jest według Ciebie największa różnica pomiędzy Formułą 1 w latach 60-tych, a obecną Formułą 1?

Vern: „Największa różnica jest oczywiście w samochodach i technologii, jaka jest tam używana. Jeśli chodzi o kierowców, to wydaje mi się, że ich umiejętności wciąż stoją na tak samo wysokim poziomie, jak kiedyś. Jeżeli jesteś naprawdę szybkim kierowcą, potrafisz przyzwyczaić się do nowych rozwiązać w dość krótkim czasie. Dla mnie przesiadka do innego samochodu nigdy nie była problemem. Zawsze chciałem mieć jeszcze więcej mocy. Zawsze było mi mało. Na początku jeździłem w Formule Ford, potem w Formule Atlantic, a następnie wziąłem udział w wyścigu serii CamAn, na torze Nürburgring. Samochód Formuły Atlantic miał 170 koni mechanicznych, natomiast samochód CamAn dysponował już mocą 850. Gdy jesteś już profesjonalistą, nawet nagła zmiana nie robi na tobie wrażenie.”

 

Wojtek: Po tych startach przyszedł czas na Formułę 1, gdzie nie odniosłeś jednak większych sukcesów. W trakcie swojej kariery miałeś jednak okazję reprezentować barwy dwóch sławnych kierowców - Johna Surteesa i Grahama Hilla. Jakie są twoje wspomnienia z tych czasów?

Vern: „Najlepsze wspomnienia mam z moich pierwszych startów w Formule 1, z 1972 roku, kiedy trafiłem do BRMu. Ścigałem się ich samochodem również w wyścigach niezaliczanych do mistrzostw świata, jak np. na Oulton Park, czy Brands Hatch. Na Oulton Parku miałem do dyspozycji model P153, a na Brands Hatch P160. Oba samochody były naprawdę świetne. Dzięki tym startom zdobyłem posadę w Formule 1 na sezon 1973, obok Claya Regazzoniego. Niestety, straciłem ją, kiedy do zespołu przyszedł Niki Lauda, który przyniósł ze sobą pieniądze. Pozostała mi więc rola rezerwowego kierowcy. Obowiązywał mnie kontrakt z ekipą BRM-u, który zakazywał mi startów w Formule 1 w innym zespole. W 1973 roku wziąłem udział jedynie w jednym wyścigu Formuły 1 i jednym niezaliczanym do mistrzostw świata,  na Brands Hatchs. Pamiętam, że zakwalifikowałem się w tam pierwszym rzędzie, obok Nikiego Laudy i Jean-Pierre Beltoise. Czas spędzony w BRM-ie był dla mnie świetny i mam z tego okresu wiele miłych wspomnień, naturalnie oprócz rozczarowania, którego doświadczyłem, gdy zespół podpisał kontrakt z Laudą i straciłem swój wyścigowy fotel. Ich samochody były naprawdę dobre, co pokazują wyniki.”

Wojtek: Następnym etapem w twojej karierze były występy w zespołach Johna Surteesa i Grahama Hilla. Rzadko zdarza się, aby ktoś miał okazję jeździć w zespołach dwóch różnych mistrzów świata... Możesz jakoś porównać te dwie ekipy?

Vern: „Będzie mi ciężko, ponieważ przejechałem tylko jeden wyścig dla Hilla... W tamtym okresie to chyba jednak Surtees miał lepsze samochody. W Grand Prix Szwecji w 1975 roku na torze Anderstrop nie czułem się zbyt komfortowo w samochodzie Hilla. Zdecydowanie nie pasował on do mojego stylu jazdy i musiałem z nim walczyć. Po jednym wyścigu stwierdziłem, że mam tego dość. Samochody Surteesa również nie były najłatwiejsze w prowadzeniu. John w dodatku prowadził zespół twardą ręką i wielu kierowców miało z tym problem. Alan Jones powiedział mi kiedyś: "Ściganie się dla kogoś, kto w przeszłości sam był kierowcą wyścigowym, samo w sobie jest bardzo trudne" i w zupełności się z nim zgadzam. Oni czasami myślą, że gdyby sami znaleźli się w samochodzie, mogli by zrobić to lepiej, niż ty, mimo że już dawno są na emeryturze. Bardzo często zdarzało się, że obwiniali kierowców za to, że samochód nie działał tak jak powinien.”

Wojtek: Na szczęście w Wyścigach Samochodów Sportowych nie miałeś już takich problemów i jest to twoja najlepsza część kariery. W wyścigu Le Mans wziąłeś udział aż 16 razy, co przynajmniej dla mnie, jest imponującym wyczynem. Jaki masz stosunek do tych wyścigów?

Vern: „Przez cały ten czas miałem takie szczęście, że reprezentowałem tylko dwie ekipy. Na początku, od 1973 roku, aż do 1979, startowałem w barwach Gulf Research Racing, gdzie ścigałem się autami Mirage, które były dość szybkie. Następnie przeszedłem do Porsche, gdzie ścigałem się od 1981. Za każdym razem mieliśmy tam szansę na zwycięstwo. Z tego co pamiętam, miałem taki okres gdzie ukończyłem 9 wyścigów z rzędu i miałem na koncie największą ilość przejechanych okrążeń spośród wszystkich startujących wtedy zawodników. Później to się zmieniło, jednak wciąż są to dla mnie bardzo miłe wspomnienia.”

Wojtek: Według wielu, wyścig Le Mans uważany jest za najlepszy wyścig w całym sezonie. Dlaczego?

Vern: „To z pewnością jest to najtrudniejszy wyścig do wygrania, chociaż w ostatnich latach mogło się to zmienić. Samochody są dużo mocniejsze i niezawodne, a zawodnicy umieją się z nimi obchodzić. Jeżeli spojrzymy na styl jazdy Toma Kristensena i innych zawodników, to nie ma opcji, aby coś stało się z tymi samochodami. Za moich czasów samochody były mniej zmodyfikowane, a my cisnęliśmy je do granic możliwości i staraliśmy się ich nie zepsuć. Osobiście, wolałem ścigać się single-seaterami, jak Formuła Atlantic, czy dobrym samochodem Formuły 1. Wyścigi Samochodów Sportowych traktowałem jako zabawę. Jako że zawsze startowałem w Le Mans w ekipie z innymi zawodnikami, moim celem zawsze pojechanie szybciej od nich. Nie wiem, który typ wyścigów bardziej mi odpowiadał. Czerpałem wielką przyjemność z rywalizacji w samochodach jednomiejscowych, ale tak samo kochałem Wyścigi Samochodów Sportowych.”

Wojtek: W trakcie swoich startów w Le Mans ścigałeś się wieloma słynnymi samochodami i partnerowałeś wielu legendom motosportu. Przez cały ten czas udało Ci się zwyciężyć tylko raz, w 1983 roku, wraz z Hurleyem Haywoodem i Alem Holbertem. Co wtedy czułeś?

Vern: „Prowadziliśmy w tym wyścigu co najmniej przez 19 godzin. Wcześniej miałem okazję wygrać chyba 3 razy, ale ostatecznie 2 razy finiszowałem na drugim miejscu, a raz byłem trzeci. Praktycznie każdego roku zdarzały nam się jakieś problemy i musieliśmy odbyć nieplanowany pit-stop. Podczas tamtego wyścigu wszystko szło dobrze, aż do momentu, gdy na około półtorej godziny przed metą odpadły nam drzwi! Pomyślałem wtedy, że nie ukończymy już tego wyścigu. Wcześniej byłem pewien, że nikt nie odbierze nam tego zwycięstwa, jednak w tym momencie doszło do mnie, że może nas nawet nie być na mecie. Ostatecznie udało nam się jakoś naprawić ten problem, a uczucie zwycięstwa w Le Mans, po tak długim okresie prowadzenia było fantastyczne. Był to zdecydowanie jeden z najlepszych momentów w mojej karierze.”

Wojtek: Czy uważasz, że dzięki temu zwycięstwu przyczyniłeś się do popularyzacji wyścigu Le Mans w Australii?

Vern: „Tak, oczywiście! W 1984 do Le Mans przyjechało wielu kierowców z Australii. Ja startowałem wtedy w drużynie z Alanem Jonesem i Jean-Pierre Jarierem, jednak w stawce znaleźli się jeszcze Larry Perkins, Allan Grice, kierowca samochodów turystycznych, Peter Brock, który także był bardzo znany w Australii i wielu innych. W 1984 roku oni wszyscy przyjechali do Europy by spróbować swoich sił w Le Mans, przez co po raz pierwszy w Australii transmitowana była relacja z tego wyścigu i to na bardzo wysokim poziomie. Jestem przekonany, że spowodowało to moje zwycięstwo z poprzedniego roku.”

Wojtek: Najbardziej prestiżową serią wyścigową na świecie jest oczywiście Formuła 1. Czy gdybyś miał taką możliwość, zamieniłbyś swoje zwycięstwo w Le Mans na zwycięstwo w Grand Prix Formuły 1?

Vern: „Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale raczej nie. W całym sezonie mamy tylko jeden wyścig Le Mans, który trwa w dodatku 24 godziny. Od tamtej pory wszyscy nazywali mnie "zwycięzcą Le Mans", a o pozostałych wyścigach praktycznie się nie wspominało. Zawsze słyszałem słowa "zwycięzca Le Mans - Vern Schuppan", a gdybym odniósł tryumf w jakimś pojedynczym Grand Prix, pewnie nikt by tak nie mówił.”

Wojtek: Czy żałujesz, że wystartowałeś jedynie w 9. wyścigach Formuły 1?

Vern: „Tak, zdecydowanie tak. Zacząłem zajmować się wyścigami na poważnie dopiero w wieku 26 lat i jak się później okazało, już w pierwszym sezonie startów w Formule 1 miałem do dyspozycji najlepszy samochód, spośród wszystkich, którymi ścigałem się przez całą swoją karierę. Pomyślałem wtedy, że już udało mi się osiągnąć swój cel. Awansowałem do Formuły 1 i w dodatku jeździłem dla dobrego zespołu. Myślałem, że będzie już tylko lepiej, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna i mocno się rozczarowałem. Jako że zawiesiłem sobie wysoko poprzeczkę, nie chciałem kontynuować swojej kariery w Formule 1 jeżdżąc w słabych zespołach. Uważałem, że jeżeli nie mam do dyspozycji konkurencyjnego samochodu, powinienem zmienić kategorię. Był to dość trudny moment, ale dzięki temu moja kariera stała się bardzo ciekawa.”

Wojtek: W międzyczasie zaliczyłeś nawet epizod związany z zawodami Indy 500. Czy możesz jakoś porównać atmosferę, która panowała w Stanach, do tej, którą czujemy na wyścigach w Europie?

Vern: „To dwa różne światy. Wokół toru Indianapolis zgromadzonych było ponad 350 000 fanów. W samym wyścigu mieliśmy natomiast niesamowity przekrój zawodników. Startowałem razem z kierowcami, którzy byli moimi idolami w czasach, gdy chodziłem do szkoły, jak np. Mario Andretti, czy A.J. Foyt. Udział w tym wyścigu był dla mnie niesamowitym przeżyciem. Atmosfera, która tam panowała kompletnie różniła się od tej, którą mieliśmy na wyścigach Formuły 1. W Ameryce wyścigi odbywały się wtedy głównie na owalnych torach, więc gdy po raz pierwszy rozegrano Grand Prix na torze Long Beach wielu fanów uważało, że takie zawody są nudne, ponieważ widzieli samochody raz na półtorej minuty, i to praktycznie przez kilka sekund. Na Indianapolis kierowcy mijają Cię co 45 sekund i widzisz ich przez znaczą część okrążenia, co sprawia kibicom większą frajdę. Panuje tam zupełnie inna mentalność.”

Wojtek: Czy mimo tak licznych startów, możesz wskazać najlepsze wspomnienie ze swojej kariery?

Vern: „Tak, to mój pierwszy sezon startów w Formule Atlantic, kiedy zdobyłem tam mistrzostwo. Wygrałem wtedy również ostatnią edycję Grand Prix Singapuru, które wznowiono dopiero kilka lat temu na ulicznym torze. Pamiętam, że kibicowała mi wtedy nawet moja siostra. Przyjemnie było wrócić również do Australii w 1976 roku, by ścigać się tam samochodem Formuły 5000 w wyścigu z serii Tasman Series. Tamto zwycięstwo również utkwiło mi w pamięci. Jeśli chodzi o Samochody Sportowe, to miło wspominam mój pierwszy występ na Spa, z Mike'em Hailwoodem i Howdenem Ganley'em. Ten tor jest niesamowity, ponieważ gdy ścigaliśmy się tam samochodem Mirage, średnia prędkość na jednym okrążeniu wynosiła 165 mil na godzinę (265 km/h). Oczywiście nie mogę też zapominać o moim pierwszym starcie samochodem Formuły 1 na torze Oulton Park. Teraz gdy o tym myślę, przychodzi mi do głowy jeszcze wiele innych wyścigów, które były dla mnie wspaniałym przeżyciem.”

Wojtek: Vern, czy jak tak teraz patrzysz na swoją karierę, to myślisz, że osiągnąłeś wszystkie cele, które założyłeś sobie, gdy wyjeżdżałeś z Australii do Europy?

Vern: „Myślę, że tak. Oczywiście, nie każdy rok był wspaniały i nie zawsze było mi dane ścigać się konkurencyjnymi samochodami, jednak patrząc na to. w jak wielu różnych wyścigach, na fantastycznych torach, rozsianych po całym świecie brałem udział, miałem świetną karierą, a teraz również ciekawą historię do opowiedzenia.”

Wojtek: W istocie taka ona była! Dziękuję serdecznie, również w imieniu fanów.

Vern: „Przyjemność po mojej stronie.”

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze