Podczas Grand Prix Australii Formuły 1 kierowcy zespołu Haasa nie tylko znów będą walczyć o kolejne punkty, ale również o to, aby nie uszkodzić swojego auta, bowiem zespół nie będzie dysponować w Melbourne zapasowym nadwoziem.
Po dwóch tygodniach od wypadku Micka Schumachera na torze w Dżuddzie, monokok dopiero teraz jest w drodze do warsztatu Dallary w Europie, gdzie zostanie poddany niezbędnym naprawom. Zespół początkowo sądził, że nadwozie wyszło z wypadku bez szwanku, lecz dokładniejsza inspekcja wykazała uszkodzenia sekcji bocznych. Po wyścigu w Arabii Saudyjskiej części zniszczonego auta – ze względu na przepisy celne – musiały zostać przewiezione do Australii, a dopiero stąd wyruszyły do Europy. To oznacza, że w razie ewentualnej kraksy i uszkodzenia podwozia, zespół nie będzie mógł odbudować swojego auta i w wyścigu znów wystartuje tylko jeden kierowca.
„Na Imoli wszystko będzie już gotowe. Sytuacja jest dokładnie taka, jakiej oczekiwano po drugim wyścigu i dużym wypadku: mamy wszystkie części zamienne, ale nie mamy ich pod dostatkiem”
– mówił Günther Steiner podczas spotkania z mediami z udziałem ŚwiatWyścigów.pl. „Kierowcy znają sytuację. Oczywiście, coś może się zdarzyć, ale nie panikuję. Musisz sobie z tym radzić. Nie możemy przecież powiedzieć swoim kierowcom, aby zwolnili, to nie ma sensu. Jeżeli nie musisz, po prostu nie podejmuj dodatkowego ryzyka”
.
W poprzednich latach Australia nie była zbyt łaskawa dla ekipy Haas. W 2018 obaj kierowcy – wówczas Kevin Magnussen oraz Romain Grosjean – wycofali się z wyścigu po problemach w pit-stopach, na temat których postanowił zażartować szef zespołu: „Czy my mieliśmy tutaj jakieś problemy z pit stopami? Tu jest trochę pechowo. Bez żadnych problemów mielibyśmy tutaj bardzo dobre wyniki, nie możemy o tym myśleć”
.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.