Zespoły F1 nie chcą, aby napięty kalendarz stał się normalnością

Po trzech wyścigowych weekendach z rzędu, kierowcy i zespoły Formuły 1 udają się na dwa tygodnie przerwy przed powrotem rywalizacji w Soczi. Szefowie ekip jasno wskazali jednak, że nie chcą, aby mocno upakowany kalendarz mistrzostw stał się nową normalnością sportu.

Opóźniony przez pandemię COVID-19 sezon F1 zaczął się 5 lipca dwiema rundami w Austrii, a następnie przeniesiono się do Węgier. Po jednym weekendzie przerwy, rozegrano dwa wyścigi na Silverstone, a także na torze w Barcelonie. Po kolejnej chwilowej przerwie, stawka wróciła na Spa-Francorchamps, a tydzień później na Monzę, zaś w kolejnym tygodniu, czyli w ubiegłą niedzielę rozegrano inauguracyjny wyścig o GP Toskanii na Mugello.

„Myślę, że wielokrotne trzy wyścigi z rzędu nie są odpowiednie. Robimy to w tym roku, ale gdybym miał powiedzieć wszystkim mechanikom, że w przyszłości również tak będzie, myślę, że wybraliby coś innego” – skomentował sprawę tydzień temu Otmar Szafnauer, szef Racing Point.

Z kolei szef Haasa Günther Steiner stwierdził, że rywalizacja przez trzy weekendy z rzędu była trudna dla wszystkich nawet przy najlepszej formie.

„Na początku roku przez kilka miesięcy nie pracowaliśmy zbyt dużo, ale taki [harmonogram] w przyszłości jako standard nie jest w moim odczuciu dobrym pomysłem” – stwierdził Włoch.

Pierwotnie tegoroczny kalendarz miał składać się z rekordowej liczby 22. wyścigów, zaś przepisy teraz pozwalają na 25 rund.

„Myślę, że największym problemem dla każdego członka zespołu jest pobyt z dala od rodzin, dzieci” – podkreślił w lipcu szef McLarena Andreas Seidl przed potrójnym cyklem na Silverstone i w Hiszpanii.

Kolejnym przystankiem w tegorocznym kalendarzu Formuły 1 będzie Rosja, która wyznaczy najdalszy punkt na świecie, do którego uda się stawka od powrotu w lipcu. Sezon składający się z 17. wyścigów zakończy się również trzema weekendami z rzędu – po dwóch rundach w Bahrajnie rywalizacja zostanie zwieńczona w Abu Zabi 13 grudnia.

Źródło: reuters.com