W porównaniu do swojego zespołowego kolegi, Daniel Ricciardo nie może mówić o szczęściu na Imoli. Niedzielny wyścig Australijczyka został podyktowany już na pierwszym okrążeniu.
Po sobotnim sprincie, który Ricciardo ukończył na 6. pozycji, kierowca McLarena zapewniał, że ich bolid w niedzielnym wyścigu jest w stanie pojechać jeszcze lepszym tempem. Niestety nie dane mu było utwierdzić się w tym przekonaniu, bo już na pierwszym okrążeniu Grand Prix Emilii-Romanii, Ricciardo zahaczając o krawężnik, wjechał w Carlosa Sainza Jr. Dla Hiszpana, który utkwił w żwirze, oznaczało to koniec wyścigu, a dla Daniela Ricciardo snucie się na końcu stawki z uszkodzeniami.
Australijczyk zaraz po incydencie zgłaszał przez radio, że to on został i uderzony, w efekcie czego wjechał w kierowcę Ferrari. Jednak w wywiadzie już po wyścigu przyznał, że była to wyłącznie jego wina.
„Dla mnie była to niestety jedna z tych niedziel”
– powiedział. „Na pierwszym zakręcie myślałem, że zostałem uderzony, ale tak naprawdę to ja najechałem na krawężnik. Zsunąłem się z niego i wjechałem w Carlosa. Mieliśmy trochę uszkodzeń i walczyliśmy przez resztę wyścigu”
.
Podobnie, jak w Arabii Saudyjskiej był to słodko-gorzki weekend, bo chociaż Lando Norris zdobył podium, Ricciardo dojechał na ostatniej, 18. pozycji. Mimo to Australijczyk był w stanie cieszyć się osiągnięciem zespołowego kolegi: „To bolesne i nigdy nie jest miło brać udział w takich incydentach. Po prostu jedna z tych niedziel. Będziemy świętować podium Lando i wyciągniemy wnioski przed wyjazdem do Miami”
.
Wesprzyj nas na Patronite.