„Gilles Villeneuve jadł tylko hamburgery i popijał coca-colą”

Za niecały tydzień do księgarni w całej Polsce trafi książka „Enzo Ferrari. Wizjoner z Maranello”, w której syn założyciela włoskiej potęgi motoryzacyjnej opowiada o swoim ojcu. W biografii nie brakuje wątków związanych z Formułą 1.

Piero Ferrari charakteryzuje chociażby Gillesa Villeneuve, który zginął tragicznie w 1982 roku po wypadku na torze Zolder. Przeczytajcie fragment książki, która ukaże się pod naszym patronatem.

W 1977 Villeneuve zadebiutował w mistrzostwach, jadąc ferrari la rossa, i nie było różowo.

Nie, był niedoświadczony i tak się czuł. Poza tym jego koledzy, kierowcy z innych stajni, nie pomagali mu wejść w środowisko, postrzegali go trochę jak ciało obce, kosmitę. Zdarzył się też ten tragiczny wypadek w Japonii. Gilles ledwo zaczął dla nas jeździć i podczas wyścigu miał kolizję z samochodem Ronniego Petersona, ferrari wyleciało w powietrze i wpadło w publiczność. Były ofiary śmiertelne.  Straszne wydarzenie.

Czy w tym momencie zaczęliście się obawiać, że dokonaliście złego wyboru?

Tak, przyznaję: ja, ojciec i nasi współpracownicy byliśmy bardzo zdenerwowani po tej katastrofie. Z zewnątrz czuło się silne naciski. Byli tacy, którzy uważali, że Ferrari oszalał i że lepiej będzie, jeśli przyzna się do błędu i zwolni nieznanego Kanadyjczyka.

Twój ojciec rozważał taką ewentualność?

Nie publicznie. Miał wątpliwości – dziwne byłoby, gdyby ich nie odczuwał. Ale był twardym człowiekiem, nie akceptował myśli, że ma zrobić krok w tył, nie było w jego stylu bić się w piersi i prosić o wybaczenie. A poza tym, powtarzam, od Forghieriego począwszy, były też inne osoby, które widziały coś dobrego w sposobie, w jaki Gilles traktował wyścigi.

Postanowiliście twardo stać przy swoim.

Tak, zatrzymaliśmy Villeneuve’a na cały 1978 rok. Tworzył duet z Reutemannem. Z czasem okazało się, że to była dobra decyzja.

Krótko mówiąc, Kanadyjczyk stał się gwiazdą.

Zajęło to trochę czasu, kilka Grand Prix w 1978 roku, ale wszyscy zrozumieli, że tata miał rację. Opinie Pina Allievi, sprawozdawcy z „Gazetta dello Sport”, dziennikarza, którego ojciec pod koniec życia szanował najbardziej, były pełne słów poparcia. I rzeczywiście Gilles, nie rezygnując ze swojej osobowości z wyścigu na wyścig robił postępy. Poprawiał wyniki i dawał ekipie niezwykłe uczucie: wystarczyło dać mu samochód i można było mieć pewność, że pojedzie na maksa, że przekroczy granice.

Był anachronicznym kierowcą, to znaczy poza swoim czasem: wyglądał, jakby wyjechał prosto z kronik filmowych z lat trzydziestych.

Można tak powiedzieć. Z pewnością był nietypową osobą. Spał w kamperze i nie korzystał z hoteli, jadł tylko hamburgery i popijał coca-colą. Oryginalny typ.

Powiedziałeś, że twój ojciec miał do niego słabość.

Villeneuve był, jaki był. Nie udawał, w jego stosunku do życia ani w jego dziwactwach czy wybrykach nie było sztuczności. Jego pasją była prędkość, nigdy z niej nie rezygnował. Daliśmy mu 308, jedno z naszych seryjnych aut. Pewnego razu jechał tu z Monte Carlo i kiedy pokazał bilet poborcy na autostradzie w Południowej Modenie, cóż, poborca o mało nie zemdlał. Okazało się, że Gilles pobił rekord prędkości na trasie. I to nie była kwestia jedynie samochodów. Kiedy kupił sobie helikopter, zachowywał się w ten sam sposób. Bez hamulców. Znasz historię ze stacją benzynową? Pewnego dnia Villeneuve przeszarżował ferrari 308 z naszym dyrektorem sportowym, Markiem Piccinim. Jechali do Mediolanu, nie wiem po co. W pewnej chwili Marco powiedział: Gilles, jeśli się nie zatrzymasz, żeby zatankować, dalej będziemy musieli iść pieszo, widzę, że jedziesz już na rezerwie. Villeneuve dopiero co minął stację benzynową. Błyskawicznie spojrzał w lusterko wsteczne, zobaczył że za nim ani po bokach nikogo nie ma, wcisnął sprzęgło, zrobił obrót na środku autostrady i pod prąd wjechał na stację!

A Piccini?

Był bladosiny ze strachu, ale nie mógł przecież wyskoczyć z samochodu! Taki był Gilles prywatnie i takim widzieli go ludzie podczas wyścigów za kierownicą ferrari rossy. Innym razem wezwaliśmy na tor Fiorano technika z Fiata. Musiał zrobić przegląd 131, którego Kanadyjczyk używał do przemieszczania się między Modeną a Maranello. Technik wsiadł do auta, przekręcił kluczyk, odjechał, a po pięćdziesięciu metrach się zatrzymał. Wrócił do mnie i mówi: „Niech pan patrzy, panie Ferrari, ten samochód nadaje się tylko na złom. Nie wiem, co wyrabiał Gilles, ale nie dojadę nim nawet do warsztatu”.

Zamów książkę już dziś na www.idz.do/swiat-ferrari:

- oszczędzasz prawie 10 zł

- atrakcyjne pakiety z innymi książkami o Formule 1

Książki szukaj również na empik.com, a od 18 kwietnia w salonach Empik w całej Polsce.

 

Autor: Piero Ferrari, Leo Turrini

Tytuł oryginału: Mio padre Enzo. Dialoghi su un grande italiano del Novecento

Tłumaczenie: Eliza Kasprzak-Kozikowska

Data wydania: 18 kwietnia 2018

Cena okładkowa: 39,90 zł

Format: 140 x 205 mm

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze