Po Verva Street Racing

Po wizycie na N-Gine Renault F1 Team Show, które było najgorszą imprezą, jaka została kiedykolwiek zorganizowana, miałem okazję przybyć na Verva Street Racing, mając nadzieję na coś lepszego.

Już na początku, czekało mnie pierwsze rozczarowanie. Paddock miał być otwarty od godziny 10:00. Okazało się, że VIP-y mogły się poruszać po nim znacznie wcześniej, a ekipa Verva Street Racing schodziła się na ostatnią chwilę. W efekcie całość się opóźniła, co oznaczało mniej czasu na zwiedzanie. Po chwilach napięcia, wreszcie o 10:16 ochrona zaczęła wpuszczać widzów.

Tuż przy wejściu stała hostessa z informatorami. I tu kolejne rozczarowanie. Otóż informator był płatny. Biorąc pod uwagę, że bilet kosztował 149 zł, informator powinien być wliczony w koszt. Na drodze najpierw pojawiły się auta GT. Problem polegał na tym, iż stały już tam od jakiegoś czasu i były brudne. Nie przeszkodziło to jednak zapaleńcom motoryzacji, którzy robili sobie zdjęcia przy każdym Porsche, a było ich chyba z 8. Droższe auta, jak Lamborghini i Ferrari były odgrodzone taśmą. Wywołało to niezadowolenie wśród zwiedzających. Uważam jednak, że organizatorzy mieli rację. Niestety członkowie ekipy stali w takich miejscach, że znajdowali się na wszystkich zdjęciach. Jeżeli mowa o zdjęciach, to także widzowie byli na każdym z nich. Wynikało to z faktu, że wszyscy zostali wpuszczeni o tej samej porze, tym samym wejściem, a droga była jedna.

Po zapoznaniu się z autami GT, zahaczyłem o stoisko KTM i poszedłem dalej. Trafiłem na stanowisko BMW, gdzie był Augusto Farfus. Miałem okazję go poznać. Przemiły człowiek, bardzo otwarty dla ludzi. Nie było najmniejszych problemów, aby zdobyć jego autograf, zrobić sobie z nim zdjęcie, czy z nim porozmawiać. Próbowałem przeprowadzić z nim wywiad, ale byłem tak oszołomiony tym, że rozmawiam z Augusto Farfusem, że po dwóch pytaniach nie byłem w stanie myśleć. Zdołałem zapytać o nadchodzącą rundę i atmosferę w zespole.

Po tym spotkaniu, nastawienie do tej imprezy zmieniło się diametralnie. Na następnym stanowisku był zespół Verva Racing, gdzie byli Kuba Giermaziak i Robert Lukas. Tutaj jednak nastawienie do widzów było zupełnie inne. Przyszli goście z TVN, a całość była odgrodzona płotem. Po wyrwaniu się ze szponów telewizji, Giermaziak i Lukas udali się na zaplecze, gdzie można ich było poprosić o autograf. Niestety, już po chwili, jak podejrzewam osoba od PR zabrała kierowców z powrotem. Zostałem więc z autografem Roberta Lukasa, a Kuba Giermaziak został już porwany.

Wróciłem przed stanowisko, żeby zobaczyć zespół od środka. Zobaczyłem Krzysztofa Hołowczyca, który do nich dołączył, po tym jak rozmawiał z widzami na stanowisku X-Raid. Był tam też Adam Kornacki z TVN Turbo. Dziennikarka przeprowadzała wywiad z mechanikiem, któremu zdążyłem zrobić zdjęcie, po którym błyskawicznie się zatoczyłem. Było to spowodowane słowami mechanika, który powiedział formuła pierwsza.

Po zwiedzeniu reszty stanowisk, udałem się na swoją trybunę. Oznaczało to obejście całego terenu na około, ponieważ nie było przejścia. Jak się spodziewałem, znowu musiałem czekać przed wejściem, ale wkrótce dostałem się na trybunę. Kolejne rozczarowanie to zerowe nachylenie trybuny i wysokie reklamy w pierwszym rzędzie. Powodowało to, że osoby w pierwszym rzędzie wstawały, przez co wstawali inni, a przy różnicy wzrostu i bezczelności niektórych widzów, oznaczało zerową widoczność. całe szczęście, inni (w przeciwieństwie do mnie) nie byli w stanie usiedzieć na miejscu i szli na drugą część toru, lub do punktu gastronomicznego, czy toalety. W końcu, po kilku przemyślanych manewrach udało mi się dostać na przód trybuny, skąd widoczność była świetna. Niestety na ten sam pomysł wpadło dwóch bezczelnych typów, którzy cały czas mi przeszkadzali. Wśród kibiców doszło nawet do kłótni, a jako że ochrony nie było, to omal nie doszło do rękoczynów. Na szczęście mądrzejsi zauważyli, że nie prowadzi to do niczego i bezczelne typy kontynuowały przeszkadzanie. Jednak i im się znudziło. Dzięki temu można było obejrzeć pokazy, a było co oglądać. Wyścig Porsche był piękny. Wiele walki, wyprzedzań, oraz popełnianych błędów. Z nieznanych mi powodów, wszyscy ukrywali fakt, iż Polacy, jako jedyni mieli auta w najnowszej specyfikacji 2010, a miało to znaczenie. Pokazy motocyklowe to także poezja dla oczu. Wyczyny tych gości zapierają dech w piersiach.

Wyścig BMW WTCC z motocyklem Superbike pokazał, że 320si jest stabilniejsze, bardzo zwrotne i zaprojektowane z myślą o pokonaniu toru Makau. Zwycięzca z Makau, Augusto Farfus także pokazał, że zna się na rzeczy, oraz, że obecne Superbike nie nadają się na tory uliczne, jak słabsze motocykle Supermoto.

Następnie była F3, która była nudna, jak flaki z olejem. Natomiast rywalizacja motocykli dakarowych była pasjonująca. Walka, wyprzedzanie, praca zespołowa, precyzja jazdy, ustawienie motocykli, styl jazdy, wykorzystywanie trików. Oglądanie tego było niesamowite. Później były BMW X-Raid i ciężarówki, które nie mogły pokonać nawrotu. Podobnie było z F1. Kierowca Renault bardzo dobrze opanował tę sztukę, ale Arrows to inna historia. Jordan, któremu kibicowałem odpadł z powodu awarii.

Po występie F1 wróciłem do Poznania. Mógłbym napisać jeszcze wiele, ale w tym momencie są to myśli, które ciężko złożyć w całość. Jeżeli ktoś dotrwał do końca, bardzo dziękuję. Zapraszam także do zadawania pytań. Tym razem tylko do mnie, bo jako jedyny z naszej redakcji byłem w Warszawie.

Impreza był na prawdę udana. Jestem z niej zadowolony. Nie obyło się jednak bez pewnych wpadek, które po raz kolejny pokazały wady polskiej organizacji. Zabrakło niestety bardzo oczekiwanego BMW M3 GT2, ponieważ dwa z nich są teraz w Budapeszcie, gdzie w tym momencie startują w 6-godzinnym wyścigu, a dwa są w USA, gdzie za kilka godzin wystartują do swojego wyścigu.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze