Daly: Simracing jest daleki od realizmu

W okresie przymusowej przerwy od ścigania, coraz większa ilość serii próbuje zająć swoich kierowców oraz wypełnić czas antenowy wirtualnymi zawodami. Nie inaczej jest w przypadku IndyCar, gdzie swój udział w serii rozgrywanej na platformie iRacing potwierdziło już 29 kierowców. Wśród nich jest Conor Daly, według którego nie można traktować tego typu rywalizacji zbyt poważnie.

„Kilku kierowców ścigało się w iRacing od dłuższego czasu, ale większość z nas dopiero zaczyna” – powiedział kierowca Ed Carpenter Racing w audycji IndyCar Weekly. „Od razu odkryliśmy, że samochód prowadzi się zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. W prawdziwym świecie hamujemy bardzo mocno, aby wykorzystać docisk aerodynamiczny, a w iRacing działa to zupełnie inaczej – tam lepiej jest hamować lżej i utrzymywać rozpęd w zakręcie, zamiast wcisnąć mocno hamulec i przyspieszyć na wejściu. Z jakiegoś powodu przyspieszanie w iRacing jest bardzo trudne”.

„W prawdziwym samochodzie nie mamy dość mocy, aby koła zabuksowały i nie wiem, skąd w wirtualnym modelu bierze się ten brak przyczepności na przyspieszeniu. To bardzo dziwne. Na wyjściu z zakrętów na Watkins Glen ciągle wpadaliśmy w nadsterowność, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Jest więc wiele różnic. Zabawne jest to, jak działa simracing. Uważam, że pod wieloma względami nie jest realistyczny, ale to najbliższa realizmu forma ścigania, do jakiej mamy teraz dostęp”.

Duży wpływ na realizm ma to, jak uczestnicy zachowują się na wirtualnym torze: „Brałem potem udział w wyścigu owalnym, który dał mi sporo frajdy, ale w internecie jest dużo większa szansa na neutralizacje. Dużo łatwiej o wypadek w simracingu, bo nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Ludzie zapominają o ostrożności i niczym się nie przejmują, więc dużo łatwiej o wypadek. Kiedy jednak jeździmy czysto, jest z tego dużo frajdy”.

Daly transmitował wyścig ze swojej perspektywy w internecie, a nagranie z pierwszego okrążenia spotkało się ze sporym odzewem: „To zabawne, jak to się rozniosło. Nawet jeden z programów ESPN podał to dalej. Wielu ludzi zareagowało na to nagranie i o to chodzi. To ma być rozrywka. Podoba mi się, że Sage [Karam], Will [Power], Felix [Rosenqvist] i wielu innych kierowców poświęca całe godziny na testy i ustawienia, ale dla mnie… będę trenować i spróbuję spisać się lepiej niż na Watkins Glen, ale wiem o, co w tym naprawdę chodzi. Nie ma za to pucharów czy nagród i trzeba mieć to na uwadze. Ludzie krzyczą na siebie i denerwują się w tych wyścigach, gdy powinni wyluzować. Moim celem jest dostarczyć rozrywki i wrzucić jakieś zabawne treści do internetu, bo żyjemy w erze cyfrowej i chyba rozumiem to lepiej od innych”.

Amerykanin uważa, że zbyt poważne podejście do tematu może tylko zaszkodzić: „Ani trochę nie obchodzą mnie moje wyniki w wyścigach esportowych. Jeśli komuś na tym zależy, to jest na prostej drodze, aby być jeszcze bardziej sfrustrowanym obecną sytuacją. Denerwowanie się tym, że nie jestem na prawdziwym torze, to ostatnie, czego potrzebuję. Będę się starał po prostu dobrze bawić i stworzyć rozrywkę dla tych wszystkich, którzy również siedzą w domach”.

Choć wirtualne ściganie traktuje tylko w kategorii rozrywki, Daly nie jest przeciwnikiem symulatorów jako takich: „Zrobiłem tysiące okrążeń w prawdziwych symulatorach, gdy współpracowałem z Force India w Formule 1, a teraz korzystamy z bardzo dobrego sprzętu Chevroleta. Spędza się w nich całe dnie i ma to jakieś realne znaczenie w mojej pracy. To mi wystarcza”.

IndyCar organizuje cykl sześciu wirtualnych wyścigów, z których drugi odbędzie się w sobotni wieczór, na torze Barber Motorsports Park, który miał w ten weekend gościć prawdziwą rundę cyklu.

Źródło: indystar.com

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze