Felieton: „Kierowca to nie kamień, też ma uczucia” - część druga

Pisząc pierwszą część mojego felietonu, którą nazwałam „łzy”, nie spodziewałam się, że kolejna odsłona będzie aż tak smutna i bolesna.

Suzuka, GP Japonii

Kiedy w czwartek Jules Bianchi pojawił się na konferencji prasowej organizowanej co weekend, ani przez sekundę nikt nie pomyślał o tym, że tydzień później cały wyścigowy świat będzie wspierał Francuskiego kierowcę w walce o życie. Nikt nie myślał o tym, że kierowca będzie w krytycznym wręcz beznadziejnym stanie.

Wyścig o GP Japonii był jednym, wielkim chaosem. Wszystko zaczęło się od startu za samochodem bezpieczeństwa, czyli standardowa procedura. Po kilku okrążeniach czerwona flaga i chwila oddechu. Nie wiem dlaczego, ale wówczas przypomniał mi się Mark Webber i fakt jak bardzo martwił się w takich sytuacjach o bezpieczeństwo innych.

Cały wyścig był bardzo emocjonujący i trzymający w napięciu – zwłaszcza manewry Daniela Ricciardo, który wyprzedzał rywali jak małe dzieci. Jednak im głębiej w las, tym było gorzej. Zaczęło padać, Kevin Magnussen zjechał po opony deszczowe a reszta stawki nadal się nad tym zastanawiała. Kolejny był Button i kiedy Adrian Sutil wypadł z toru i uderzył w bandę na torze zrobił się jeden wielki bałagan. Felipe Massa krzyczał przez radio, że warunki są okropne, ale został zignorowany. Kilka minut później stało się to, czego nikt się nie spodziewał.

Sceny, których nikt nie chce widzieć, ale ciekawość jest silniejsza

Dźwig oraz porządkowi usuwali samochód Sutila z toru. Wszystko zgodnie z regulaminem – tak wiem, śledztwo trwa, ale na razie przyjmijmy, że wszystko było zgodnie z zasadami – i nagle w miejscu zdarzenia pojawia się samochód medyczny i ratownicy medyczni. Nikt nie wie co się stało. Sutil? Nie, przecież realizator pokazał jak wysiada z samochodu. Nagle dostaję wiadomość „Jules uderzył w dźwig”. Pierwsza reakcja? „Jak to w dźwig, że jak niby” Wrzucam informację na Twittera, na antenie pojawia się moja informacja. Staram się jakoś to sobie wyobrazić. Miny kierowców na podium mówią wiele. Reakcja ludzi w garażach również. Reakcja Nico Rosberga, kiedy dowiaduje się co się stało mówi wszystko.

Jules Bianchi wypada z toru i z ogromną siłą uderza w dźwig, przesuwając go i podnosząc w górę. Moja reakcja po obejrzeniu amatorskiego filmu z tego zdarzenia jest do wyobrażenia, ale trudno ją opisać słowami. Zdjęcia z akcji ratunkowej, filmy. Oczywiście, że internet rządzi się swoimi prawami, ale człowiek jest taką istotą, że mimo iż zapiera się, że czegoś nie chce widzieć, w głębi duszy korci go, by się przekonać jak to jest naprawdę.

Dziennikarstwo również rządzi się swoimi prawami. Nagle stajemy przed wyborem tego, czy chcemy pokazać coś ludziom – ponieważ tego wymaga nasz zawód – czy odwołać się do własnego sumienia. Nagle stajemy przed faktem co wybrać. Informować i pokazywać, czy nie robić tego. Przyznaję, sama mam z tym czasami problem, bo człowiek chce poinformować o wszystkim co się stało, pokazać, ale z drugiej strony nie chcę nikogo obrazić, skrzywdzić.

Konferencja prasowa Soczi, GP Rosji

Od czasu kiedy Jules znajduje się na oddziale intensywnej terapii cały świat motorsportu, cała „nasza rodzina” wspiera go w walce o życie i powrót do zdrowia mimo iż opinie lekarzy nie pozostawiają złudzeń, jednak jest w nas coś takiego, że mimo iż jest beznadziejnie mocno wierzymy, że jednak się uda, że uda się wygrać z przeciwnościami, które nas spotkały.

Tradycyjna, czwartkowa konferencja, która ma miejsce przed każdym weekendem GP była jedną z najsmutniejszych od wielu lat. Felipe Massa ledwo powstrzymywał łzy. Jednak kiedy Brazylijczyk mówił o tym, czym dla niego jest Formuła 1, że to pasja, że to coś, co sprawia mu największą radość, satysfakcję trudno było już to wszystko powstrzymać. Adrian Sutil, który był naocznym świadkiem tragedii na torze Suzuka ledwo siedział. Fernando Alonso, który przecież sporo przebywał z Francuzem starał się trzymać fason, ale trudno to uczynić w momencie, kiedy ktoś, kogo spotykasz prawie codziennie na swojej drodze nagle walczy o życie.

„Gdyby Jules mógł coś teraz powiedzieć, to pewnie powiedziałby „Panowie, macie GP przed sobą, no dalej” - tak powiedział Romain Grosjean. Jednak cała ta sytuacja pokazuje, że „kierowca to nie kamień, też ma uczucia”. Wielu z nas nauczyło się, że jeżeli ktoś trafia do takiego miejsca jak F1 czy do innej serii, jest oderwanym od sfery uczuciowej tworem, któremu zależy tylko na wygrywaniu. Nie, to też człowiek i też ma uczucia.

„Wykorzystanie sytuacji”

Od kilku godzin w internecie pojawiają się głosy, że wielu kierowców, znanych osób, dziennikarzy wykorzystuje fakt aby zaistnieć, aby pokazać, że się jest. Nie wiem jak to skomentować i jak to opisać, ale nie mam chyba odpowiednich słów na takie osoby. Nie mam również słów na osoby, które stworzyły fan page, które uważają Julesa za martwego... Trudno także odnieść się do osób, które oskarżają nas, dziennikarzy o milczenie i szanowanie prośby Marussi oraz rodziny Julesa o ciszę i spokój. Ogólnie rzecz biorąc trudno cokolwiek powiedzieć o wszystkich negatywnych aspektach tego zdarzenia.

Przestańmy również krytykować Marussię za fakt, iż wybrała drugiego kierowcę na GP Rosji. Włączmy na chwilę trzeźwe myślenie i przypomnijmy sobie, że ten zespół stracił już jedną osobę, mianowicie Marię. To nie jest Ferrari czy Mercedes, które może sobie pozwolić na wystawienie jednego samochodu. To maleńki zespół, który ma w swojej ekipie ludzi z pasją, sercem do wyścigów, osoby, które chcą być na torze dla Julesa. Przestańmy w końcu wywierać presję – oczywiście nie mówię tego do wszystkich.

„Chciałbym usłyszeć pozytywne wieści o stanie zdrowia Julesa... To moje domowe GP...” - Daniił Kwiat.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze