Czołową trójkę dzielą sekundy

Audi nr 8 prowadzi na godzinę przed końcem wyścigu na torze Fuji. Różnice między czołowymi załogami zmniejszyły się jednak do zaledwie kilku sekund.

Po w miarę spokojnej pierwszej połowie, kolejne dwie godziny przyniosły wyraźny wzrost emocji w ścisłej czołówce wyścigu. W godzinie czwartej, Stéphane Sarrazin nieco zwolnił, zwiększając stratę Toyoty nr 6 do 10 sekund, a przewagę nad Markiem Webberem zmniejszając do zaledwie 3. Prawdziwe emocje dostarczyła jednak kolejna seria pit-stopów, po których Stéphane Sarrazin znalazł się tuż za Loïciem Duvalem, wciąż mając za sobą Timo Bernharda. Przez chwilę, Sarrazin starał się wyprzedzić rodaka i wykorzystać szansę na przejęcie prowadzenia – później natomiast to Bernhard starał się przejąć drugie miejsce z rąk Francuza, pod koniec czwartej godziny dwukrotnie przypuszczając atak. Choć oba były skuteczne, dopiero po tym drugim Bernhard odparł kontratak Sarrazina, do kolejnych zjazdów pozostając przed nim z przewagą rosnącą stopniowo do 6 sekund. Pit-stopy, które Porsche opóźniło, przyniosły jednak powrót do dobrze znanego układu – choć Brendon Hartley był blisko, to jednak znów widniał on za Kamui Kobayashim. Czwarta Toyota nr 5, na godzinę przed końcem wyścigu traciła do lidera 30 sekund, a Porsche nr 1 kolejną minutę.

W LMP2 emocje za to były na tym samym, wysokim poziomie – pojedynek Menezesa z Bradleyem toczył się dalej i w praktyce trwał aż do kolejnych pit-stopów – a właściwie pit-stopu, gdyż Menezes pozostał na torze dużo dłużej, przez pewien czas widniejąc nawet przed prowadzącym G-Drive. Do boksów, Oreca nr 36 zjechała dopiero w połowie godziny, spadając na miejsce trzecie, za Albuquerque – dopiero piąty był natomiast Matthew Rao z Manora, po powrocie ze zmiany z Bradleyem ustępując także Jonnemu Kane’owi ze Strakka. Niecałe 20 minut po czwartym zjeździe załogi Signatech, swój piąty pit-stop zaliczyła załoga G-Drive – Alex Brundle powracając jednak na tor tylko za Portugalczykiem z RGR Sport, którego także wkrótce czekała wizyta w boksach. Gdy to się stało, za kierownicą Ligiera nr 43 pojawił się Bruno Senna, który na tor powrócił jako piąty – awansując na trzecie, gdy swoje pit-stopy zaliczyli Rao i Kane. Owe różnice w terminach zjazdów poszczególnych załóg przyćmiły sytuację na torze, gdzie opóźniający swoje pit-stopy Signatech tracił tylko 5 sekund do prowadzącego G-Drive, a o 7 wyprzedzał RGR – coraz więcej wskazywało, że ostateczny układ na mecie może zależeć właśnie od tego, czy Signatechowi uda się dojechać do niej z jedną wizytą w boksach mniej od konkurencji.

W klasie GTE Pro, kolejne godziny nie dawały za to większych nadziei na jakikolwiek pojedynek między załogami różnych ekip – nawet, jeśli piąty Aston Martin tracił do czwartego Ferrari tylko 13 sekund. Szanse na pokonanie przeciwnika, Vantage widziały już praktycznie tylko w maksymalnym opóźnieniu pit-stopów – próbę, ekipa podjęła w godzinie piątej, dopiero 23 minuty po jej starcie oba Aston Martiny zjeżdżając po raz czwarty. I to jednak nie przyniosło spodziewanych rezultatów – do końca godziny, Fordy, Ferrari i Astony widniejąc w tabeli w dobrze znanym ustawieniu.

Trochę więcej działo się w GTE Am, gdzie pojawienie się Christiana Rieda w KCMG ponownie sprawiło, że Porsche nr 78 stoczyło zwycięski pojedynek z Corvette od Larbre prowadzoną znów przez Yamagishiego. Tym razem jednak, C7 nie powróciła na podium, pozostając na czwartym miejscu także po zmianie Japończyka z Raguesem – a Rieda z Joëlem Camathiasem. Gdy dodatkowo awaria w Corvette zmusiła załogę Larbre do dłuższej wizyty w boksach, jej nieobecność na podium była już przesądzona – a strata okrążenia ekipy Gulf Racing do KCMG praktycznie zapewniała podium załodze z Hong Kongu.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze