Iannone: Szkoda, że skończyłem wyścig z pustymi rękoma

Andrea Iannone zakończył niedzielne zmagania w Malezji na poboczu, chociaż przez kilka okrążeń toczył fenomenalną walkę z Valentino Rossim. Niestety Włoch upadł na 12 okrążeniu i pomimo świetnego tempa i realnych szans na zwycięstwo, zakończył wyścig bez punktów.

Andrea Iannone nie wyglądał na zawodnika, który jeszcze do niedawna miał kontuzję kręgosłupa. Zawodnik Ducati prezentował się fantastycznie od samego początku wyścigu o Grand Prix Malezji i toczył zaciętą walkę ze swoim rodakiem - Valentino Rossim. Iannone prowadził przez 9 z 10 przejechanych okrążeń, ale na kolejnym delikatnie stracił tempo i został wyprzedzony przez swojego kolegę z zespołu, który ostatecznie wygrał wyścig. 'The Maniac' próbował bardzo szybko odzyskać utracone pozycje i niestety dla niego, przewrócił się i w taki sposób zakończył niedzielny wyścig.

„Jestem bardzo szczęśliwy, ponieważ jechałem przez cały czas z przodu i walczyłem z Vale. Wróciłem w najlepszy możliwy sposób, a moje tempo było takie jakbym w ogóle nie miał przerwy od motocykla” - rozpoczął Iannone.

„Vale jest moim przyjacielem. Jestem bardzo zadowolony, że to właśnie z nim toczyłem taką świetną walkę, jestem pewien że on ma podobne zdanie jak ja. Na pierwszych okrążeniach byłem szybszy, ale przez osiem okrążeń to Valentino miał lepszą przyczepność i ostro na mnie naciskał. Miałem dużo problemów na przyspieszeniu, ciężko było się przed nim utrzymać. Zawsze próbowałem szybkiego kontrataku, próbowałem wszystkiego, żeby go zatrzymać i w przeciwieństwie do niego, hamowałem przez cały wyścig na limicie. Przejechałem 9 zakręt trochę za szeroko i zahamowałem mocniej, wtedy miałem problem z oponą z przodu motocykla. Kiedy próbowałem wejść w zakręt agresywniej, traciłem przód. Ten problem wynikał z tego, że nie jeździłem po mokrej nawierzchni w drugim treningu. Dovi używał innych ustawień i wyszło mu to na dobre, pomogło poprawić przyczepność”

Włoch przyznał, że gdyby wiedział o upadku Crutchlowa i Márqueza, dowiózł by bezpiecznie trzecią pozycje do mety.

„Mogłem dojechać na trzecim miejscu. Nie wiedziałem, że Marc i Cal przewrócili się kilka chwil wcześniej, więc gdybym jechał na prostej i dostał wiadomość z pit-wall, że 'Marc i Cal odpadli' to zwolniłbym. Jorge był siedem sekund za mną, więc nie był zagrożeniem. Najważniejsze jest to, że wróciłem w sposób najlepszy z możliwych i walczyłem o zwycięstwo. Jechałem bardzo dobrze przez cały weekend, bez względu na to czy było sucho czy mokro. Bardzo ważne było to, żeby wrócić i walczyć od razu w ścisłej czołówce”

Zapytany o odczucia ze swojej jazdy w tym sezonie, odpowiedział: „W tym roku bardzo poprawiłem moją jazdę. Tak, wiem że mam dużo upadków, ale to wszystko dlatego, że chcę utrzymać się z przodu stawki i jadę na limicie. Kiedy Ducati prezentuje na danym obiekcie podobną formę do Yamahy i Hondy, nie przewracam się bo nie muszę tak bardzo ryzykować. Jeśli chce się pokonać najlepszych gości na świecie w sportach motocyklowych, trzeba ryzykować. Nie jestem tu po to, żeby dojechać na piątej pozycji. Zawsze walczę o pierwsze, drugie lub trzecie miejsce”

Iannone jest również szczęśliwy, że zwycięstwo odniósł jego zespołowy kolega - Andrea Dovizioso.

„Oczywiście, że bardzo się cieszę. Ważne jest to, że Dovi wreszcie mógł zwyciężyć dla Ducati. Myślę, że wolałby to zrobić na suchym torze, ale wygrał na mokrej nawierzchni, a przecież najważniejsze jest zwycięstwo” - zakończył.

Andrea Iannone za dwa tygodnie pojedzie swój ostatni wyścig w barwach Ducati. Od przyszłego sezonu będzie on jeździć na motocyklu Suzuki, tworząc duet z Alexem Rinsem. Obaj zawodnicy zadebiutują na motocyklu dwa dni po zakończeniu obecnego sezonu.

Źródło: crash.net

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze