Lorenzo: Nigdy się nie poddaliśmy

Zawodnik Yamahy w wywiadzie udzielonym kilka dni temu portalowi motogp.com opowiadał o swoim mistrzowskim sezonie, jego pechowych i przełomowych momentach i wyjaśniał czym zasłużył sobie na tegoroczny tytuł.

Początek sezonu 2015 w wykonaniu Lorenzo był daleki od ideału i mógł podciąć skrzydła najbardziej pewnemu siebie zawodnikowi. Pech i kilka błędnych decyzji z trzech pierwszych wyścigów prawie pozbawiły go szans na końcowy sukces. „W Katarze miałem problemy z kaskiem, na ostatnich okrążeniach prawie nic nie widziałem, w Austin byłem osłabiony zapaleniem oskrzeli i przyjmowałem antybiotyk, z kolei w Argentynie przez cały weekend nie byłem wystarczająco szybki, co więcej popełniliśmy błąd wybierając na wyścig miękkie opony” – tłumaczył Lorenzo. Podczas gdy Hiszpan zmagał się z problemami, jego największy rywal – Valentino Rossi – dwukrotnie zwyciężył i raz był trzeci.

„Traciłem 29 punktów do lidera i wiedziałem, że muszę natychmiast reagować. W Jerez powiedziałem sobie: ‘Ok Jorge, jedź swoje, nie myśl za dużo, zaufaj instynktowi’. Dokładnie to zrobiłem i zadziałało. To był początek odrabiania punktów”. Po Grand Prix Czech zawodnicy Yamahy (którzy już na półmetku sezonu jako jedyni zostali na polu bitwy z szansami na tytuł), zrównali się punktami w klasyfikacji generalnej. ‘Por Fuera’ po imponującej serii czterech zwycięstw z rzędu był pierwszy dzięki większej liczbie wygranych wyścigów. Czy to był kluczowy moment sezonu?

„Było kilka momentów, które były dla mnie trudne. Pierwszy to sytuacja po wyścigu w Argentynie, kiedy traciłem 29 punktów, a kolejna to okres od wyścigu na Misano. Przez trzy rundy z rzędu było tak, że przyjeżdżasz na tor w środę i aż do niedzieli świeci piękne słońce, a w porze wyścigu pojawia się deszcz. Owszem, byłem tym sfrustrowany, ale nigdy się nie poddałem. Upadek na Misano był przełomowym momentem [strata do Rossiego urosła tym razem do 23 punktów], to wtedy zrozumiałem, że muszę po prostu skupić się na wygrywaniu”.

Podczas kończącego sezon wyścigu w Walencji zarówno Lorenzo jak i jego zespół byli pod ogromną presją, ale ostatecznie wyszli z tej próby zwycięsko. „Przed przyjazdem do Walencji wysłałem wiadomość do mojej ekipy: ‘Dobra chłopaki, musimy zaliczyć weekend życia’. Dokładnie to zrobiliśmy. Nie przypominam sobie, żebym w przeszłości doświadczył bardziej stresującej sytuacji, był pod większą presją. Bardziej emocjonujący i dramatyczny finał nie był chyba możliwy (…) Przez całe życie nie płakałem na motocyklu, ale tamten moment był szczególny, wiedziałem ile musiałem poświęcić i ile wysiłku włożyć, aby to osiągnąć. Czasem coś wydaje się prawie niemożliwe, ale my nigdy się nie poddaliśmy, próbowaliśmy wszystkiego i ostatecznie nasze wysiłki okazały się tego warte”.

Kontrowersyjne wydarzenia z ostatnich tygodni, szczególnie z okresu od wyścigu w Australii do Walencji, spowodowały, że część fanów zaczęła zarzucać Lorenzo, że jego tytuł nie jest zasłużony i nie został wywalczony na torze. „Ludzie którzy naprawdę interesują się motocyklami doceniają moją wartość. Każdy zawodnik z takimi statystykami jak moje zasługuje na tytuł” – mówił Hiszpan podczas konferencji po wyścigu, a w wywiadzie dla motogp.com rozwinął myśl – „Na moją korzyść przemawia fakt, że byłem zawodnikiem z największą liczbą zwycięstw [7], pokonaliśmy Rossiego prawie we wszystkim: w liczbie wygranych wyścigów [7:4 dla Lorenzo], pole position [5:1], na prowadzeniu przejechałem około 270 okrążeń, on tylko 50. Był lepszy jedynie pod względem powtarzalności i liczby miejsc na podium. Na koniec w Walencji wywalczyłem pole position, ustanowiłem najszybsze okrążenie i wygrałem wyścig. Chyba trudno byłoby zrobić coś więcej, żeby zademonstrować, że zasługuje się na mistrzostwo”.

Jakie to uczucie zdobyć trzeci tytuł w królewskiej klasie? „Od sezonu 2009 do 2015, z wyjątkiem ubiegłego roku, zawsze kończyłem sezon na pierwszym lub drugim miejscu. Jeżeli nie jesteś wystarczająco odporny psychicznie, nie będziesz w stanie osiągnąć takiej powtarzalności (…) Ten tytuł napawa mnie dumą, podobnie jak to, że walczyłem i walczę z trzema kolejnymi pokoleniami mistrzów, takimi jak Marc [Márquez] młodszy ode mnie, Casey [Stoner] w moim wieku i Valentino [Rossi], który jest starszy. Uważam, że to trzej najszybsi i najbardziej utalentowani zawodnicy XXI wieku”.

Cel na sezon 2016 to oczywiście obrona tytułu. Póki co trudno przewidywać jakie są na to szanse, po dwudniowych testach wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi, a układ sił w stawce nie jest jeszcze znany. Czeka nas sporo zmian – nowy dostawca opon, w życie wejdą także przepisy dotyczące jednolitego oprogramowania – może więc okazać się, że stawka wywróci nam się do góry nogami. Szansy na rewanż z pewnością poszuka Rossi, z nowym, dużo łagodniejszym silnikiem groźny powinien być także Márquez i Pedrosa. Oby kolejny sezon był równie emocjonujący jak ten, który właśnie się zakończył.

Źródło: motogp.com

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze