Wolff o wynikach z Australii: Chciałem uderzyć się w nos

Toto Wolff, dyrektor generalny i szef zespołu Mercedes, przyznaje, że wycofanie się obu jego samochodów z Grand Prix Australii było dla wszystkich jego współpracowników brutalnym doświadczeniem, jednak ma nadzieję na to, iż nieprzychylny los w końcu się odmieni.

Srebrne Strzały zaliczyły dość nieciekawe otwarcie tegorocznej kampanii: w pierwszych dwóch wyścigach nawet nie byli blisko podium, raczej były to miejsca w połowie pierwszej dziesiątki, natomiast wynik z Melbourne, a raczej jego brak, sprawił, że był to dla nich najgorszy początek sezonu od 2012 roku.

Lewis Hamilton piął się w górę, startując z jedenastego pola, jednak po problemach z jednostką napędową był zmuszony wycofać się z wyścigu. George Russell natomiast nie zobaczył flagi w czarno-białą szachownicę, tracąc szóste miejsce na ostatnim okrążeniu po incydencie z Fernando Alonso, za co Hiszpan otrzymał już po wyścigu karę przejazdu przez aleję serwisową, co jest równowartością 20 dodatkowych sekund oraz 3 punkty karne. 

Rezultat ten sprawił, że stajnia z Brackley jest obecnie na czwartym miejscu w klasyfikacji konstruktorów z 26 punktami, co jest dorobkiem mniejszym niż tegotygodniowa zdobycz Ferrari, ponieważ za dublet włoska ekipa zgarnęła aż 44 punkty. Ostatni raz, kiedy nie zobaczyliśmy na mecie obu kierowców Mercedesa miała miejsce w trakcie Grand Prix Austrii z sezonu 2018.

„Ciężko to znieść. To bardzo trudne” – powiedział Toto Wolff przy okazji powyścigowego wywiadu. „Skłamałbym, gdybym powiedział, że w każdej chwili czuję się pozytywnie nastawiony do sytuacji. Trzeba tylko przezwyciężyć negatywne myśli i powiedzieć sobie, że to się zmieni. Ale dzisiaj czuję się bardzo, ale to bardzo okropnie”.

Ośmiokrotny mistrz świata narzekał przez cały weekend na Antypodach na niestabilność swojego W15. Szef Mercedesa potwierdził odczucia swojego kierowcy: „Myślę, że był 40 sekund z tyłu, kiedy patrzyłem. A może to był Norris? Jak 40 sekund za Norrisem, to lepiej niż 80! Były takie momenty w wyścigu, w których znacząco brakowało nam tempa, a potem takie, w których zwłaszcza pod koniec, kiedy porównasz je z innymi (zespołami), radziliśmy sobie dobrze”.

„Wciąż nie jesteśmy tam, gdzie chcielibyśmy być. Widać było, że podczas drugiego przejazdu Fernando na pośrednich oponach nie mogliśmy się do niego zbliżyć. Czasy okrążeń wydawały się o sekundę gorsze od McLarenów. A potem nagle pod koniec, kiedy poszliśmy na całość, nie martwiąc się zbytnio, czasy okrążeń były konkurencyjne. Nie na podstawie danych (naukowo), ale było znacznie lepiej” – dodał Austriak.

Wolff w dalszym ciągu ma nadzieję na to, że konstrukcja przygotowana z myślą o tym sezonie nadal zachowuje w sobie potencjał na to, aby być znacznie lepsza od propozycji największych konkurentów dominatorów ery turbo-hybrydowej. Wskazał też na poprawę sytuacji w McLarenie i Ferrari, porównując do poprzednich lat, jako powód do wiary w to, że również Mercedes może podnieść się po aktualnym niepowodzeniu.

„Najwyraźniej rozpoczęliśmy sezon w przekonaniu, że ten samochód jest lepszy niż zeszłoroczny. Później patrzysz na zeszły sezon i na tych facetów: Leclerc się robił, Sainz był czwarty i spadł poza pierwszą dziesiątkę z powodu kary. Mclaren zajmował miejsca w tyle stawki, a teraz są 40 sekund przed nami”.

„Więc z jednej strony chciałem uderzyć się w nos, ale z drugiej, jest to również pewne świadectwo: kiedy wszystko idzie dobrze, można to szybko odwrócić i trzeba po prostu nadal wierzyć, jednak w tej chwili przeżywamy bardzo trudny czas”.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze