Wygranie wszystkich wyścigów w sezonie to Święty Graal Formuły 1. Nikt nigdy nie był tak blisko tego osiągnięcia, jak McLaren w sezonie 1988. Przed Grand Prix Włoch kolejne zwycięstwo McLarena wydawało się niemal pewne. Pogrążeni w żałobie po niedawnej śmierci Enzo Ferrariego tifosi nie spodziewali się, że wyścig może przejść do historii jako wielki tryumf zespołu z Maranello.
Wygranie wszystkich wyścigów w sezonie to coś, co nie udało się w historii F1 żadnemu zespołowi. Ferrari było blisko w sezonie 1952, ale na ich nieszczęście w ówczesnych czasach do mistrzostw zaliczano Indy 500, w którym nie brali udziału. W znacznie bardziej konkurencyjnych latach osiemdziesiątych, kiedy sezon rozrósł się do szesnastu wyścigów, wygranie wszystkich wydawało się całkowicie nierealne.
Tak było aż do początku sezonu 1988. McLaren przed sezonem pozyskał Ayrtona Sennę, silniki Hondy i przedstawił model MP4/4, rewolucyjną konstrukcję Gordona Murraya. Miał więc najmocniejszy i najbardziej niezawodny silnik, najlepiej prowadzący się samochód i dwóch najlepszych kierowców w stawce. Wobec takiej siły, rywale były całkowicie bezradni. Od początku sezonu McLaren wygrał 11 wyścigów z rzędu, z czego 8 stanowiły podwójne zwycięstwa, kiedy ich kierowcy zajmowali dwa pierwsze miejsca na podium.
Senna miał przewagę zaledwie trzech punktów nad swoim partnerem z zespołu, Alainem Prostem, ale przed Grand Prix Włoch wygrał cztery wyścigi z rzędu i pod względem zwycięstw prowadził 7-4, co przy ówczesnym regulaminie miało ogromne znaczenie. Przyjeżdżał do Włoch jako faworyt, pewnie zmierzający po swoje pierwsze mistrzostwo świata.
Nikt nie miał wątpliwości, że McLareny będą dominować. Zwykle bardzo entuzjastyczni tifosi, tym razem nie liczyli na wiele. We Włoskiej prasie pisano, że Ferrari potrzebuje cudu, by wygrać. Włoski zespół od lat był w kryzysie, a teraz dodatkowo był w żałobie, po śmierci Enzo Ferrariego.
Legendarny założyciel zespołu zmarł zaledwie cztery tygodnie przed wyścigiem. Jego śmierć oznaczała koniec ery i niepewność dotyczącą przyszłości. Ferrari i włoscy kibice bardzo potrzebowali pozytywnego impulsu w rozczarowującym sezonie, zdominowanym przez problemy z nadmiernym zużyciem paliwa.
W Monza liczyła się wyłącznie moc silnika, co premiowało samochody z silnikami turbo. Największą konkurencją dla McLarenów były więc właśnie samochody Ferrari Gerhard Bergera i Michele Alboreto, które na starcie stanęły w drugim rzędzie. W trzecim ustawiły się, mające na innych torach problemy, Arrowsy Eddiego Cheevera i Dereka Warwicka. Zdystansowały resztę konkurencji, po tym jak w końcu udało się wydobyć z ich starych silników BMW (pod nazwą Megatron) pełnię potencjału. Pod względem szybkości na prostej, byli szybsi nawet od Hondy.
Ponieważ Nigel Mansell ciągle był chory, a Tom Walkinshaw zablokował start zastępującego go poprzednio Martina Brundle’a, za kierownicą Williamsa zasiadł kierowca testowy Jean-Louis Schlesser. Dwudziesty drugi czas w kwalifikacjach pokazał jednak, że raczej nie będzie w stanie walczyć o punkty.
Prost wygrał start, ale już przed pierwszym zakrętem zaczął odczuwać problemy z przerywającym silnikiem, na skutek czego Senna natychmiast odzyskał pozycję. Francuz od razu zorientował się, że ze swoimi problemami ma małe szanse na pokonanie Brazylijczyka. Jego sytuacja stała się bardzo trudna. Przy ówczesnym regulaminie (do klasyfikacji liczyło się tylko jedenaście najlepszych wyników) nie było istotne ile punktów zdobędzie Prost, wygrana Senny praktycznie przekreślała jego szansę na mistrzostwo. Rozkręcił więc silnik na maksa, nie zważając na zużycie paliwa i zaczął naciskać Sennę, chcąc zmusić go do błędu.
Brazylijczyk, by utrzymać się przed nim, również musiał zużywać więcej paliwa niż planował, co zapowiadało problemy pod koniec wyścigu. Prost jechał teraz wyłącznie dla siebie, nie dla teamu. Jeśli chciał zachować szansę na mistrzostwo, musiał znaleźć sposób, żeby uniemożliwić Sennie wygraną. Nie myślał o tym, że jego poczynania mogą przeszkodzić zespołowi w zdobyciu historycznego rekordu.
Po trzydziestym okrążeniu problemy Prosta się nasiliły. Niedługo później został wyprzedzony przez Bergera, a potem musiał wycofać się z wyścigu na okrążeniu numer 35. To był jedyny defekt silnika Hondy w McLarenie podczas całego sezonu.
Senna, po odpadnięciu Prosta, wcale jeszcze nie miał zapewnionego zwycięstwa, mimo sporej przewagi nad drugim Bergerem. Musiał teraz oszczędzać paliwo, dlatego zbliżający się Austriak stał się autentycznym zagrożeniem. Alboreto, który wcześniej został nieco z tyłu, pod koniec wyścigu był najszybszy na torze i również szybko się zbliżał.
Na dwa okrążenia przed końcem Senna ciągle miał sytuację pod kontrolą, ale, przez oszczędzanie paliwa, jego tempo nie było dobre. Z tego powodu obawiał się przyblokowania przez maruderów. Nie było już go stać na opóźnienia.
Jadący na ósmym miejscu Schlesser był kolejnym maruderem, do którego zbliżył się Senna. Napotkał go na pierwszej szykanie. Francuz pojechał pierwszy zakręt bardzo szeroko. Nie było jasne, czy robi miejsce Brazylijczykowi, czy jest to tylko konsekwencja błędu i zbyt późnego hamowania.
Nie zostaje się mistrzem nie podejmując ryzyka. Senna, którego mottem było wykorzystywanie każdej nadarzającej się okazji do wyprzedzania, wjechał w lukę bez wahania.
Problem polegał na tym, że w wąskiej szykanie nie zostało ani trochę miejsca dla Schlessera. Francuz, widząc Sennę, był zmuszony uciekać na pobocze, ale tam jego samochód stracił przyczepność i znalazł się na kursie kolizyjnym z McLarenem Brazylijczyka. Chwilę później wściekły Senna gramolił się z unieruchomionego na krawężniku McLarena, a obserwujący to z trybun tifosi wpadli w prawdziwy szał, widząc dwa samochody Ferrari, wychodzące na prowadzenie.
Stało się więc to, co wydawało się niemożliwe. Żaden z McLarenów nie ukończył wyścigu, a Berger minął linię mety tuż przed swoim zespołowym partnerem Alboreto. Idealny, wyśniony scenariusz dla Ferrari. Było to pierwsze zwycięstwo włoskiego zespołu w Monza po (wtedy) najdłuższym w historii okresie porażek w domowym wyścigu, trwającym osiem poprzednich sezonów.
Na trzecim miejscu dojechał Cheever, zdobywając swoje pierwsze podium od pięciu lat. Jego partner z zespołu, Warwick, był czwarty. Brytyjczyk stracił kilka pozycji na starcie, ale pojechał świetny wyścig i pod koniec walczył z Cheeverem o trzecie miejsce. Arrows dzięki temu wspaniałemu wynikowi niemal podwoił swój punktowy dorobek, wyprzedził w klasyfikacji konstruktorów Marcha i zrównał się z czwartym Lotusem.
Kiedy kierowcy wyszli na podium, ich oczom ukazał się nieprzebrany tłum wiwatujących Włochów. To zwycięstwo było im bardzo potrzebne i smakowało tym lepiej, że nikt się go nie spodziewał. Trudno było wymarzyć sobie lepsze pożegnanie Enzo Ferrariego, niż podwójne zwycięstwo w Monza.
Takiego scenariusza nie spodziewał się nawet zespół. Przed wyścigiem Berger spytał, czy będzie mógł zatrzymać zwycięski samochód, jeśli wygra. Obiecano mu to bez wahania. Po wyścigu dotrzymano słowa. Zwycięskie Ferrari załadowano na ciężarówkę i wysłano prosto do domu Austriaka. Berger jednak nie był sentymentalny i szybko się go pozbył, sprzedając je znajomemu już kilka dni później.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!