Słynne wyścigi: Grand Prix Austrii 2016

Są wyścigi, w których wszystko idzie zgodnie z planem. Teamy realizują nakreślona taktykę, a menedżerowie zespołów z uśmiechem stwierdzają, że osiągnęli najlepszy z możliwych rezultatów. Są też jednak wyścigi, które są nieprzewidywalne i kończą się frustracją dla prawie wszystkich oprócz ostatecznego zwycięzcy. Kiedy plany taktyczne nie działają a nieprzewidywalne wydarzenia odwracają wynik rywalizacji. Szefowie zespołów i inżynierowie wyścigowi nienawidzą takich wyścigów. Za to kibice je uwielbiają. Tak właśnie było w Austrii 2016 gdzie, ku frustracji Toto Wolfa, zamiast planowego podwójnego zwycięstwa Mercedesa, doszło do epickiego pojedynku na ostatnim okrążeniu między dwoma pretendentami do tytułu.

Red Bull Ring jak na ironię był w owym czasie torem wyjątkowo niesprzyjającym Red Bullom, a faworyzującym Mercedesy. Najważniejsza jest tam prędkość na prostej. Z tego powodu zespoły dysponujące silnikami Mercedesa, takie jak Williams, mogły tutaj liczyć na wyjątkowo dobre rezultaty. Tym razem największym konkurentem Mercedesa miało być Ferrari. Kierowcy Mercedesa myśleli jednak głównie o pojedynku między sobą. Lewis Hamilton miał przed tym wyścigiem 24 punkty straty do Nico Rosberga.

Włoskie samochody tradycyjnie potwierdziły formę podczas treningów, ale również tradycyjnie, problemy miał Sebastian Vettel. Konieczna okazała się wymiana skrzyni biegów, powodująca karę pięciu miejsc na starcie. Wymiany skrzyni biegów trzeba było dokonać również w samochodzie Nico Rosberga, po tym jak Niemiec rozbił samochód w trzecim treningu. Awaria zawieszenia, która była powodem kraksy, była najprawdopodobniej spowodowana przez nowe krawężniki. Żółte wystające elementy mające powstrzymywać kierowców przed wyjeżdżaniem poza trasę, stały się już wcześniej przedmiotem ostrej krytyki ze strony Maxa Versteppena, który złamał na nich zawieszenie już w pierwszym treningu. Takich incydentów było więcej i oprócz Maxa ich ofiarą padł między innymi Daniił Kwiat. Jego kraksa w Q1 była spektakularna i pokazała, że nowe krawężniki mogą stanowić realne zagrożenie dla bezpieczeństwa. W wyścigu na szczęście udało się uniknąć tego typu problemów.

Samochód Rosberga został przywrócony do stanu używalności na parę minut przed rozpoczęciem kwalifikacji. Te okazały się być mocno nieprzewidywalne, dzięki zmiennej pogodzie. Zanim jednak spadł deszcz bohaterem był Pascal Wehrlein. Młody Niemiec  świetnie znał tor w Austrii z wyścigów DTM i potrafił zrobić na nim świetny użytek z mocy Mercedesa. W Q1 Był dziesiąty a w Q2 dwunasty, kiedy deszcz przedwcześnie zakończył sesję. Dla Manora był to genialny wynik.

Jenson Button był ostatnim, który załapał się do czołowej dziesiątki w przeciwieństwie do swojego zespołowego partnera z McLarena, Fernando Alonso, który, ku swojej irytacji, zmarnował szansę przez założenie niewłaściwego zestawu opon.

Po chwili deszcz ustał i w Q3 tor zaczął szybko wysychać. Pierwszy zareagował Nico Hulkenberg w Force India, który miał w pamięci swoje pole position sprzed lat wywalczone w identycznych warunkach w Brazylii. Dało mu to jedno okrążenie na slickach przewagi nad rywalami. Kluczowa była też pozycja na torze. Button w ostatniej chwili zdążył zacząć okrążenie. To spowodowało, że jechał na najbardziej wysuszonym torze i potrafił maksymalnie wykorzystać ten atut. W efekcie Hulkenberg i Button znaleźli się na starcie na drugiej i trzeciej pozycji. Pierwszy był Hamilton, który pojechał znacznie agresywniej niż na przykład kierowcy Ferrari, mający do siebie później pretensję za zbyt zachowawczą jazdę.

Pozycje na starcie robiły z Hamiltona murowanego faworyta do zwycięstwa. Zmartwieniem mógł być jedynie fakt, ze Ferrari używając opon super miękkich w Q2, zapewniło sobie możliwość jazdy na jeden pit stop, ale nienajlepszy występ Raikkonena w kwalifikacjach, dający mu czwartą pozycję na starcie i kara dla Vettela oddalały nieco zagrożenie z ich strony. Button wydawał się skazany na pożarcie przez szybszych kierowców startujących za nim, ale Hulkenberg mógł być szybki na prostej i trudny do wyprzedzenia, co dawało nadzieję, na szybkie odjechanie konkurencji.

Niespodziewanie to Hulkenberg a nie Button był tym, który szybko zaczął spadać w dół stawki. Niemiec od początku cierpiał na torze i w końcu musiał się wycofać. Za to Button utrzymywał się na drugim miejscu przed Raikkonenem przez siedem okrążeń. Potem nastąpiło jednak to, czego wszyscy się spodziewali i zaczął tracić pozycję za pozycją. Również Daniel Ricciardo, startujący z piątego miejsca, zaczął wyścig bardzo słabo, dając się wyprzedzić Verstappenowi, Rosbergowi i Vettelowi.

Fakt, że Raikkonen utknął za Buttonem, umożliwił Lewisowi spokojną jazdę na prowadzeniu i zadbanie o swoje ultra miękkie opony. Mercedes planował wydłużyć pierwszy stint Lewisa jak tylko się da i pojechać na jeden stop. Z kolei w przypadku Rosberga postanowiono szybko zdecydować się na dwa stopy i spróbować zastosować undercut, którego ofiarą mieli paść Verstappen i Raikkonen, a potem wyrobić sobie nad nimi odpowiednio dużą przewagę, by móc pozwolić sobie na jeszcze jeden stop.

Gdy Hamilton w końcu zjechał, po przejechaniu dwudziestu jeden okrążeń na oponach ultra miękkich i po nie najszybszym pit stopie, wyjechał za Rosbergiem, ale gdy Raikkonen zmienił opony okrążenie później, wyjechał nie tylko za Mercedesami, ale dał się również wyprzedzić obu kierowcom Red Bulla.

Kimi więc nie miał już szans na zwycięstwo, w związku z tym Ferrari postanowiło trzymać Vettela na torze jak najdłużej, by pozwolić mu wykorzystać wolny tor, który miał teraz, prowadząc wyścig i dać mu szansę w drugiej części wyścigu. Czyli zastosować taktykę, której błędnie nie zastosowali w przypadku Kimiego, nerwowo reagując na zjazd Hamiltona.

Na początku dwudziestego siódmego okrążenia nastąpił niespodziewany koniec wyścigu dla Vettela, a zarazem ostateczny koniec jego mistrzowskich aspiracji. Zupełnie jak w Belgii rok wcześniej opona eksplodowała przy dużej szybkości.

Po wypadku Vettela na torze pojawił się safety car. Jego wizyta nastąpiła w najgorszym z możliwych momentów dla Wehrleina, który chwilę wcześniej zjechał do boksu i stał się jedynym zdublowanym kierowcą. Co prawda dostał pozwolenie na wyprzedzenie samochodu bezpieczeństwa, ale nie zdołał dogonić stawki przed restartem. Wydawało się, że to koniec marzeń Manora o przyzwoitym wyniku, ale okazało się, że niemiecki kierowca nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Podczas gdy większość konkurentów musiała zjechać jeszcze raz na pit stop, Wehrlein dojechał na tych samych oponach do końca, zdobywając w efekcie dziesiąte miejsce i niezwykle cenny punkt dla Manora. Był to wymarzony rezultat dla zawodnika, który jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu mógł zaprzepaścić swoją szansę przez głupi błąd. Niemiec omyłkowo ustawił się na polu zwolnionym przez startującego z boksu Massę. Zdołał się jednak cofnąć na swoje pole startowe. Wydaje się, że Charlie Whiting wykazał się wyrozumiałością wobec debiutanta, czekając z rozpoczęciem procedury startowej aż Pascal zajmie właściwe miejsce. Wehrlein uniknął dzięki temu kary.

Około pięćdziesiątego okrążenia dla tych, którzy wybrali właśnie tę taktykę, przyszedł czas na drugie zjazdy do boksów. Stratedzy Mercedesa podjęli wtedy decyzję, by również Lewis jechał na dwa stopy. Hamilton zjechał jako pierwszy. Znów miał zbyt długi pit stop, a poza tym popełnił błąd na okrążeniu wyjazdowym. Dodatkowo zirytował go fakt, że Rosbergowi, który zjechał okrążenie później założono opony super miękkie, w przeciwieństwie do miękkich Lewisa. Wynikało to jednak wyłącznie z tego, że Rosberg nie dysponował dodatkowym zestawem opon miękkich. Hamilton został zapewniony, że to właśnie miękkie dają większą szanse wygranej. Obaj kierowcy spadli za jadącego na jeden stop, Verstappena, ale wciąż byli przed Ricciardo, który blokował Kimiego, nie mogąc zapanować nad zużyciem opon i w końcu został zmuszony, by również zmienić strategię na dwa pit stopy.

Verstappen, mimo że robił wiele, by utrudnić życie Mercedesom, nie był w stanie utrzymać ich za sobą. Wkrótce wyprzedzili go i teraz tylko oni mieli szansę na zwycięstwo. Na trzy okrążenia przed końcem Hamilton był tuż za Rosbergiem, kiedy obaj kierowcy zbliżali się do grupy maruderów. Gdy w końcu mieli wolny tor przed sobą, zaczynało się właśnie ostatnie okrążenie i wydawało się, że dla Lewisa jest już za późno. Wtedy jednak samochód Rosberga zaczął mieć poważne problemy z hamulcami. Nico zbyt głęboko wjechał na krawężnik pierwszego zakrętu, co sprawiło, że nie wyszedł z zakrętu optymalnie i Lewis dostał w prezencie niepowtarzalną okazję. Rosberg trzymał się prawej krawędzi toru, by  zablokować wewnętrzną.

Kierowca walczący o mistrzostwo świata musi czasem w sekundę zrobić bilans ewentualnych zysków i strat i podjąć decyzję. Czy, mając problemy z hamulcami, lepiej nie ryzykować, odpuścić i przyjechać na drugim miejscu, zapewniając podwójne zwycięstwo dla teamu i zachowując bezpieczna przewagę w klasyfikacji mistrzostw? Czy też zachować się w tej sytuacji jak nieustępliwy egoista, czyli tak jak z pewnością zachowałby się Lewis, zaufać swojemu instynktowi, zaryzykować, postawić wszystko na jedną kartę i przede wszystkim nie pokazać przeciwnikowi swojej słabości? Nico wybrał to drugie rozwiązanie.

Hamował późno, żeby zablokować Hamiltonowi jakąkolwiek szansę wejścia w zakręt. Dokładnie tak jak Lewis zrobił rok wcześniej w Austin. Jednak Lewis hamował równie późno i w momencie gdy zaczynał skręcać, był ciągle przed Rosbergiem. W efekcie Nico zaczął skręcać zdecydowanie za późno i zamiast go zablokować, uderzył z impetem w swojego zespołowego kolegę, niszcząc przy okazji swoje przednie skrzydło. W dodatku, mimo ewidentnie uszkodzonego samochodu, nie pozwolił Hamiltonowi normalnie wrócić na tor, nie zostawiając mu miejsca i o mało co nie powodując kolejnej kraksy. Toto Wolf widząc to zachowanie nawet nie próbował ukrywać swojej wściekłości. Podczas gdy Hamilton ominał go i jechał po zwycięstwo, Rosberg jechał do mety zniszczonym samochodem dając się wyprzedzić Verstappenowi i Raikkonenowi. Był to kolejny gol samobójczy jaki ekipa Mercedesa strzelała sobie przez nieodpowiedzialność swoich kierowców.

Innym pechowcem na ostatnim okrążeniu był Sergio Perez, u którego nastąpiła nagła awaria hamulców. Oznaczało to totalną katastrofę dla Force India. Team mógł liczyć na duże punkty, a żaden z jego zawodników nie dojechał do mety. Pocieszeniem dla nich mógł być podobnie beznadziejny wynik Williamsa, który, po odpadnięciu Felipe Massy, musiał zadowolić się dwoma punktami Valtteriego Bottasa. Fin miał gigantyczne problemy z oponami nawet pomimo taktyki na dwa pit stopy i w efekcie nie tylko dał się pokonać Buttonowi, Romainowi Grosjeanowi i Carlosowi Sainzowi, którzy teoretycznie nie powinni mieć z nim żadnych szans, ale finiszował tuż przed Manorem Wehrleina.

Mimo że to Hamilton musiał przyjąć na podium sporą porcję, zdecydowanie tym razem niezasłużonych, gwizdów, to Nico musiał przyjąć daleko poważniejsze konsekwencje tego co się stało. A mogły być one znacznie większe niż tylko stracone punkty. Tak jak Grand Prix Belgii dwa lata wcześniej było przełomowym punktem sezonu, od którego dla Nico zaczęło się wszystko co najgorsze, tak i tym razem jego błąd mógł okazać się bardzo kosztowny. Wolf zapowiadał podjęcie radykalnych środków dyscyplinujących kierowców z poleceniami zespołowymi włącznie. Ostatecznie jednak, wobec słabości Ferrari, walka między kierowcami Mercedesa była jedyną szansą na emocje dla kibiców, jeśli chodzi o walkę o mistrzostwo. Ta walka miała trwać do samego końca, właśnie dzięki nieprzejednanej postawie Rosberga i ogromnemu napięciu jakie powstało między dwoma stronami garażu Mercedesa. Nico w Austrii przegrał, ale dzięki swojej bezkompromisowości miał zyskać znacznie więcej.

 

Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze